Tak sobie policzyłem, że w tym roku dostałem od różnych wytwórni do sprawdzenia trochę ponad 30 krążków, mówiąc tylko i wyłącznie o wersjach fizycznych. Nie to, że jest się czym chwalić, ale piszę o tym, ponieważ warszawskie For Tune zasługuje tutaj na szczególną uwagę.
Chyba całkiem niezły wynik jak na miesiąc przed majem (sorry, musiałem), czyli na koniec marca. Pośród kilku perełek, o których więcej wkrótce, dostałem też masę gówna, o którym nie wypada nawet wspominać. No cóż, bywa, ale prawdziwym ewenementem pozostaje niewielka oficyna, która przypomina… stare czasy.
Etatowym dziennikarzem muzycznym nie jestem, ale blogerem i „dziennikarskim” freelancerem. Z mała przerwą zajmuję się tym od lat, a konkretnie od 2008 roku. Nie przeszkodziło to jednak w tym, żebym otrzymywał raz na jakiś czas paczki od wytwórni, ale nie zdarzyło się jednak nigdy, żebym płyty dostawał w swojej najprawdziwszej wersji promocyjnej. Kopertach.
Pamiętam jednak te czasy, kiedy tego typu promosy były na porządku dziennym. Często też się zdarzało, że koperty były „wypierane” przez normalne wydania, ale z dziurką w kodzie kreskowym, złotą pieczęcią na okładce informującą, że mamy do czynienia z wersją recenzencką albo po prostu pustym polu w miejscu kodu. Teraz w zasadzie się tego nie spotyka, a już na rynku polskim takie rzeczy to ewenement, dlatego bardzo zainteresowało mnie to, co przysłało mi jakiś czas temu właśnie For Tune.
Duża paczka, w której to było 11 płyt na użytek własny, ale z „priorytetem” w postaci Drzew składu Gadabit, o którym pisałem tutaj. Wszystko fajnie, jeden album zrecenzowany, a co z resztą? Nic. Po prostu je mam. Niektórych jeszcze nie przesłuchałem, ale część z tych już poznanych przeze mnie każe się zastanowić czy nie wybrać się przepadkiem do sklepu i nie kupić zwykłej wersji. Trochę nietaktem by było sprzedawać takie płyty, nie? Poza tym – tak się nie robi.
Dobra, ale dlaczego o tym w ogóle wspominam? Żeby pokazać, że wśród jakiegoś procenta wydawnictw muzycznych istnieją jeszcze pewne stare schematy, chociaż np. w branży gier robią tak cały czas. Sprawdźcie na samym Allegro ile najnowszych hitów na konsole jest w tej „okrojonej” wersji. W muzyce powoli się od tego odchodzi, ale może to i lepiej? Nie wiem, nie mi oceniać, ale np. w przypadku niedawno dostarczonego mi Króla Albanii pozytywem tego wszystkiego jest… super jewel case. A nuż będzie mi kiedyś potrzebny?