Takiego rapu chcę słuchać. Małpa dostarczył materiał, który zostanie ze mną na długo, a kilka numerów, wszystkie o czymś, zapewne na zawsze.
Starzeję się. Treść, a nie forma, chociaż czy jest to oznaką dojrzałości w rapie? Tego pewien nie jestem, ale w przypadku nowej płyty Małpy nie mam wątpliwości, że to, co nawija raper, jest dla mnie w tym momencie kluczowe.
Do Bóg nie gra w kości wróciłem dzisiaj, bo nastrój trochę leży, za oknem zamiast słońca pada deszcz i nieuchronnie zbliża się finisz kalendarzowego lata. A jest to dość dziwny wyznacznik końca urlopów, niewielkiej beztroski i Bóg wie, czego tam jeszcze. A ten podobno gra w kości tak, jak Małpa potrafi grać na moich emocjach.
Absolutnie fantastyczna płyta, najlepsza produkcja toruńskiego MC od czasów świetnych Kilku numerów o czymś. O tym, dlaczego Bóg nie gra w kości jest jedną z lepszych tegorocznych płyt, opowiadam tutaj.
Odpalam po raz kolejny, lecz wpierw poleci bonusowa epka Lost Tapes, czyli najlepszy preorderowy gadżet, a nie jakieś tam kości, tzn. breloczki czy zapachy do fury.
Dla mnie duże zaskoczenie, oczywiście „in plus”. „Kilka numerów…” to wiadomo, absolutny klasyk, bardzo lubię ten album i wracam do niego regularnie. Potem było różnie: „Małpa mówi” mnie irytował populizmem a la Tau, kolejny w ogóle mnie nie zainteresował. Gościnne występy bywały różne, raz lepsze raz gorsze. W związku z tym i po „Bóg nie gra w kości” też się wiele nie spodziewałem. Jednak coś chwyciło i to od pierwszego przesłuchania. Jest klimat. Nawet jeżeli to nie jest rewolucja ani odkrycie niczego nowego – to jest to po prostu naprawdę dobry hip-hopowy album. I super, nie każde wydawnictwo musi być nowym objawieniem. Czasem potrzeba czegoś co można sobie puścić w ciszy wieczoru i spokojnie posłuchać. Ten album taki jest. Będę do niego wracał – oczywiście nie tak często jak do debiutu, ale jednak.