Piszę o muzyce od kilku lat. Jakby dobrze policzył to co najmniej od ośmiu. Chyba całkiem niezły wynik, prawda?
No ale nic, może kiedy indziej wspomnę o swoich początkach, przygodach itd., ale jedną z nich chciałbym wam zaprezentować dzisiaj. Poszliście kiedyś do sklepu płytowego po Kiełbasę? Mi się raz zdarzyło.
Zabawna historyjka, przynajmniej dla mnie. O co chodzi? Ano jakiś czas temu pisze do mnie typ, że mnie czyta, lubi itd. (jak większość, którzy chcą się podlizać, a potem wszystko wraca do normy!) i ma dla mnie płytę. Pomyślałem, że i tak tego raczej nie sprawdzę, tym bardziej że takich osób odzywa się do mnie od groma. Zrobiłem wyjątek. Wziąłem płytę, mimo że chciałem sam digital. Co w tym wszystkim dziwnego bądź fajnego? Dwie rzeczy: sposób dostawy oraz… sam album.
Kiełbasa, czyli obok Świni najbardziej lolowa ksywa w polskim rapie, zaproponował że mi ją przywiezie do domu albo będę mógł ją odebrać w SideOne. Skorzystałem z tej drugiej propozycji, więc album już jest u mnie od kilku dni. Wyobraźcie sobie teraz minę Wojtka ze sklepu, któremu oświadczyłem, że przyszedłem po kiełbasę…
Powiem szczerze, że nie żałuję, że stałem się posiadaczem Ja i Mój Świat, ponieważ jak na polskie warunki jest to całkiem niezła produkcja. Dość krótka, raptem 20 kilka minut, ale na maksa treściwa. Osobista, dojrzała i reminiscencyjna (z naciskiem na najciekawsze „Wczoraj i Dziś” – dobry koncept), a muzycznie osadzona w klimatach pierwszej solówki Quasa i MF Dooma (według zapewnień autora odniesień do Dilated Peoples nie znalazłem, sorry). Jak lubicie takie rzeczy to powinniście się dość dobrze tutaj odnaleźć, chociaż flow, a w zasadzie jego brak, może trochę razić.
Krótko – szału nie ma, ale miejsce dla takich niszowych produkcji znajdzie się zawsze. Grzechem byłoby nie sprawdzić, tym bardziej że Eprom nie brałby się za byle co, a i treści tutaj obecne są naprawdę przyzwoite. Aaa, i osobny plus za beaty Kiełbasy. Niezłe.