Krótka historia o tym, jak powstał goodkid.pl

goodkid.pl logo

Cześć, co słychać? Ten wpis jest o tym, jak powstał ten blog. A historia jego powstania jest mocno nietypowa i nietuzinkowa. Przynajmniej tak mi się wydaje. Cofnijmy się o kilka lat.

Jakaś część osób zapewne kojarzy mnie z kilku mediów, którym dałem swoje teksty, natomiast inni znają mnie z tego bloga. Magiczne i ważne dla mnie słowo: RAPort.

raport logo
Logo mojego dawnego bloga zaprojektowane przez mojego serdecznego kolegę Marcina

RAPort (swoją drogą uważam, że nazwa była i nadal jest genialna, idealnie pasująca do tamtego bloga) był tworem nietypowym. W głównej mierze, a w zasadzie w 99%, skupiał się na rapie. Muzyce, na której się wychowałem i dużo mi w życiu dała. Był regularnie prowadzony przez 3 lata, od 2008 do 2011 roku. Miał on w sobie coś nietypowego. Oprócz stałych tekstów, skupiających się na muzyce, istniał pewien niedzielny cykl, nazwany przeze mnie „Słowo na niedzielę”. Był to cotygodniowy zbiór moich myśli i luźnych spostrzeżeń na różne tematy. Pisałem tam o różnych rzeczach: od moich inspiracji, stylu życia, a na piłce nożnej kończąc. Dziwnym dla mnie było to, że były to teksty, które cieszyły się największą popularnością. Do tej pory nie mogę tego zrozumieć, ponieważ uważam że… nigdy nie pojawił się tam na tyle dobry tekst, żeby „zasłaniał” pozostałe. A tekstów o muzyce jako takiej, które są co najmniej przyzwoite, myślę że skrobnąłem trochę (tych złych i średnich też się na pewno zebrało sporo). Cykl był miejscami prześmiewczy i pisany z przymrużeniem oka, co okazało się też moją zgubą. Dlaczego?

Wszystkie teksty „Słowa na Niedzielę” postanowiłem usunąć ok. 2012 roku. Decyzja była dla niektórych zaskakująca. Postanowiłem to zrobić, ponieważ w komentarzach pod nim, zaczęło się zalegać najprawdziwsze zło. Z perspektywy czasu trochę żałuję, że nacisnąłem „delete”, zamiast zablokować możliwość dodawania komentarzy, ale uważam że postąpiłem słusznie. Zdaje się, że tylko jeden archiwalny tekst uchował się na moim dysku twardym.

Już w czasie prowadzenia RAPortu zaczęło mnie trochę nudzić pisanie o samym rapie, więc postanowiłem zrobić coś nowego. Większego. W mojej głowie zrodził się pomysł na projekt o nazwie „Wowdiofilia”. Nie pamiętam dokładnie, ale było to chyba w 2011 roku. Siedząc teraz i pisząc te słowa, zastanawiam się jak mogłem wtedy wpaść na tak kretyńską nazwę nowego bloga. No nic, nazwa była zarejestrowana na szczęście na darmowym koncie WordPressa, ale jakiś czas temu pozostał po niej już tylko krzyczący tytuł powitalny „The authors have deleted this site”. Żadna strata. To nie mogło być nic dobrego.

Początek 2013 był okresem, w którym zacząłem się poważnie zastanawiać nad realizacją planu, który zakładał powrót do poważnego i już bardziej profesjonalnego blogowania. Jak to zwykle bywa problemy z brakiem czasu dały o sobie znać, aż pewnego dnia, kilka miesięcy później w pewnej europejskiej stolicy, postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Albo własny blog, albo nietypowy projekt z kilkoma innymi znajomymi blogerami.

Scharnweberstraße w Berlinie
Balkon na Scharnweberstraße w Berlinie, strona RFN

Rzecz się działa pewnego ciepłego lipcowego wieczoru, podczas mojego dwutygodniowego pobytu w Berlinie. Balkon, widok na klimatyczną ulicę Scharnweberstraße i rozmyślanie o tym, jak mogłoby to wszystko wyglądać. Kilka tygodni później, okaże się, że ten bardzo ambitny projekt nie dojdzie do skutku. Zrozumiałem ludzi, których chciałem w niego zaangażować. Nie można robić wszystkiego naraz. Pomysł upadł. Podobną rzecz robi ktoś inny, w trochę innej formie niż my sobie wstępnie zakładaliśmy i… ze średnim skutkiem.

Zbieg okoliczności był taki, że kilka tygodni później ponownie, tym razem na równy tydzień, znalazłem się w niemieckiej stolicy. Kolejne myśli, kolejne pomysły i kolejne powątpiewania. Niedługo po powrocie do Polski, podjąłem ostateczną decyzję o założeniu bloga. Bez konkretnego terminu, na spokojnie.

To „spokojnie” trwało do listopada. Wtedy zacząłem pisać nowe teksty, szukać odpowiednich szablonów, hostingu itd. Gdy wszystko to już znalazłem pozostała tylko nazwa. Pomysłów było kilka, z czego okazało się, że jeden, dokładnie taki sam (!) miał Maciek z rednacz.com, którego możecie kojarzyć również ze świetnego Wygrywam z Anoreksją. Postawiłem jednak na goodkid.pl, z czego bardzo się cieszę. Raz, że ta nazwa mi się najzwyczajniej w świecie podoba, a dwa to pochodzi od nazwy pewnej płyty (konkretnie tej, ale kto jej nie zna?), która urzekła mnie do tego stopnia, że… A może nawet kiedyś o tym napisze?

Tak w wielkim skrócie wygląda geneza powstania tej strony. Koniecznie muszę wspomnieć, że nie byłoby jej bez kilku osób. Podziękowania lecą do Marty Ł., Kamila G., dwóch Maciejów: B. i K., Tomasza S., Aleksandry S. i siebie samego. Bo gdybym tego całego goodkid.pl nie wymyślił, to tych podziękowań także by dla tych sympatycznych osób nie było. Życie czasami zaskakuje.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

7 komentarzy do “Krótka historia o tym, jak powstał goodkid.pl”

  1. Dzięki za miłe słowa, a teraz kilka miłych słów ode mnie:

    Ładny, przejrzysty blog. Komentarze z Disqus, co – jak widzę po paru miesiącach – jest na pewno lepszym rozwiązaniem niż stawianie na komentarze facebookowe (będę musiał u siebie zmienić). Czekam na teksty – mam nadzieję, że aktualizację będą częste. 🙂

      1. Spokojnie, to daleka, nieokreślona przyszłość. 😀 Będę miał jednak niedługo inną misję, haha.

  2. Dobrze, że wróciłeś Bartkos! Prowadząc RAPort te kilka lat temu w dużym stopniu kształtowałeś mój gust muzyczny. Wielkie dzięki i szacunek za to co wtedy robiłeś. Teraz już sam szukam tego czego chcę od muzyki, ale na pewno będę wpadał systematycznie z ciekawości co myślisz na dany temat. Pozdrawiam!

    1. Dzięki serdeczne. Wróciłem, na bardzo długo. Bardzo miło mi to słyszeć. Zapraszam do śledzenia i udostępniania strony oraz fanpage’a, bo tam też wiele ciekawego się dzieje. Pzdr

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *