Podsumowania już skończone, więc mogę się wziąć za normalną robotę. Akurat tak się trafiło, że dzisiaj będzie o „semipolskim hip-hopie”, jak i małym dissie na kolegów z branży. Najważniejszym jednak jest to, że nie wolno pomijać tego typu inicjatyw.
Siedzę i słucham starych rzeczy Ohmegi Wattsa. 2005 i 2007 to może nie były najlepsze lata dla hip-hopu, ale ukazały się wtedy dwa świetne materiały wspomnianego gościa, odpowiednio The Find i Watts Happening. Nie sposób ich nie lubić i nie sposób też znaleźć czegoś konkretnego a propos nich w polskim internecie. Materiałów jest niewiele, tak samo jak o wyczynach sprzed kilku(nastu) godzin naszych Electro-Acoustic Beat Sessions.
Być może do niektórych jeszcze nie dotarła informacja, że pojawił się nowy zajebisty tribute (tak, tribute o który tak zabiegałem jeszcze kilka dni temu. Check pozycja numer 8) i własna interpretacja klasyka WWO, za którą wzięli się Electro-Acoustic Beat Sessions. Emocje biją, zwłaszcza ciarki zaczynają przechodzić przy dęciakach, ale znowu mamy taki sam casus jak przy Wattsie – brak jakichkolwiek większych informacji o tej inicjatywie. O ile jeszcze jako tako mogę zrozumieć branżowe media, to już nie mogę kompletnie pojąć dlaczego o takich rzeczach nie pisze polska blogosfera, której tak naprawdę zadaniem jest wyszukiwanie perełek i pchanie ich jak najdalej. Cóż… Mam nadzieję, że jest po prostu „za wcześnie”.
Trochę osób jednak kojarzy ten projekt, a jeśli nie to może światełko zapali się w momencie, kiedy przypomnę, że to właśnie oni nagrywają album, na którym będzie rapował W.E.N.A. Oczekiwania mam ogromne, pomimo tego, że za raperem z WWA jakoś wybitnie nie przepadam. Data premiery póki co nieznana, więc skupię się chwilę na „Każdy Ponad Każdym (WhiteHouse Jazz Redux)”.
Jeszcze cztery lata temu Electro Acoustic Beat Sessions był czwartkowym jam session, odbywającym się w nieistniejących już Puzzlach w samym sercu rynku we Wrocławiu. Wspólna inicjatywa kilku osób, a przede wszystkim niesamowity kolaż utalentowanych osobowości muzycznych, wywodzących się z różnych gatunków i styli wykrystalizował zespół charakteryzujący się wyjątkowym brzmieniem. Łącząc wpływy soulu, funku, hiphopu, elektroniki i świeżego podejścia do kompozycji EABS stara się tchnąć w jazz ogień, przywracając temu gatunkowi dawny blask, nie zwracając uwagi na panującą etykietę, wciąż poszukując i eksperymentując.
Electro Acoustic Beat Sessions to w stałym składzie Marek Pędziwiatr (piano, wokal), Marcin Rak (bębny), Adam Kabaciński (bas), Vojto Monteur (gitara elektryczna) oraz założyciel – Spisek Jednego (gramofony). Zespół został rozbudowany o kapitalną sekcję dętą, którą uzupełniają Kuba Kurek (trąbka) i Olaf Węgier (saksofon).
Mi się podoba bardzo i nie tylko dlatego, że takich wartościowych rzeczy po prostu u nas brakuje. Tak jak Flue w tamtym roku zrobiło przepiękne „Tribute to The Pharcyde„, to ten rok zaczął się mocnym otwarciem, za które odpowiadają właśnie Electro-Acoustic Beat Sessions. Sprawa do łatwych nie należała – ciężko będzie dogodzić tym, dla których podniesienie ręki na ponadczasowy klasyk jest niedopuszczalne, ale tutaj absolutnie wszystko jest na swoim miejscu i kawałek dostał jeszcze więcej energii. Klasa i podobnie jak napisałem przy finale mojego podsumowania 2015 roku przy Bałagane – „lisć na odmułę dla całej skostniałej i smutnej (…) sceny”.
Dodam jeszcze, że od dawna marzy mi się taka własnie płyta w polskim wykonaniu. Albo Inaczej było momentami znakomite, ale to jeszcze nie to, natomiast taki album składający się z reinterpretacji przeprowadzonej przy pomocy żywego instrumentarium to może być strzał w dziesiątkę.
Pod koniec lat trzydziestych XX wieku, gdy swing stał się gigantycznym interesem i kiedy wielkie amerykańskie miasta rozbrzmiewały muzyką orkiestr Duke’a Ellingtona i Colemana Hawkinsa gdzieś w Kansas City rodził się bebop. Za sprawą geniuszu Charliego Parkera a także innych wizjonerów nowy jazz dotarł do nowojorskiego Harlemu, gdzie w Minton’s Playhouse krystalizowały się idee Theloniousa Monka, Kenny’ego Clarke’a czy Dizzy’ego Gillespie. Ci kolesie przewrócili wszystko do góry nogami. Dokonali przewrotu kopernikańskiego w muzyce. Zrewolucjonizowali jazz. Nie tylko zastąpili orkiestry małymi zespołami… także pokazali, że szaleńcza improwizacja jest sercem tej muzyki.
W czasach, gdy bebop był na szczycie, muzycy z różnych zespołów mogli często się spotykać, wspólnie jamować lub wyzywać się na muzyczne pojedynki. Przez kolektywne granie dzielili wiedzą i różnymi trickami, jeden od drugiego. To właśnie to pozwoliło muzyce ciągle się rozwijać. Jeśli nowicjusz był na tyle pewny siebie, by wyjść na scenę, mógł grać nawet z gigantami jazzu. Tak pierwsze kroki stawiał Miles. Podobna idea towarzyszy wrocławskiemu projektowi Electro Acoustic Beat Sessions, który właśnie ruszył w Polskę. Zmienił się jedynie język wypowiedzi i technologia poszła do przodu. Zaczęto rekonstruować wcześniej dokonanej w hiphopie dekonstrukcje jazzu i funku. Historycy zajmą się tym, czy stało się to za sprawą Madliba, Roberta Glaspera czy może jeszcze kogoś innego…
Polskim Minton’s Playhouse stały się Puzzle, a na scenie spotykają się młodzi ze starszymi i groźni wyjadacze z dobrze zapowiadającymi się kotami. Powstające tam dźwięki tworzą tylko w formie „tu i teraz”, a na zarejestrowanych sesjach, często można spotkać opisy w stylu: unknown trumpeter. Kto wie?! Może jednym z nich jesteś właśnie ty! Wystarczy wpaść i spróbować swoich sił. Częścią tworzonej historii są również słuchacze. Przyjdźcie – by za następne 50 lat powiedzieć: „Tak, przychodziłem na EABS w 2015 roku, działy się tam niesamowite rzeczy”.
Jakbyście jeszcze byli jeszcze nie przekonani to może „Film” w ich wersji i z AbradAbem na wokalu was przekona, a jak nie to… już nie wiem sam.
https://soundcloud.com/beat-sessions/electro-acoustic-beat-sessions-feat-abradab-film-live-2012
Zdjęcie/photo: Jakub Zazula
Jeden komentarz do “Elektroakustyczne sesje każdego z każdym”