Tytuł płyty wprowadza w błąd. Takie rzeczy słyszeliście setki razy, więc czy warto sięgnąć po nowe wydawnictwo spod szyldu Mind the Wax?
I tak, i nie, jednak skłaniałbym się bardziej ku pierwszemu, bo mimo wszystko krakowski label znów nie zawodzi i dowozi solidny materiał dla tych, którzy chcą być z dala od współczesnego mainstreamu.
The Best You Never Heard to debiutancki album Destructa, najbardziej rasowy hip-hop, jaki można sobie wyobrazić. Nie tylko dlatego, że na gościnkach i beatach są Sean Price, Moka Only, Planet Asia, Exile, Jake One czy Kev Brown. Jest styl flow, nieoryginalność, która odbija się od ściany innych poznanych wcześniej projektów. Nic odkrywczego, chociaż czy ktoś tego wymagał od materiału ociekającego truskulozą, boom-bapowym zawadiactwem i podkładami inspirowanymi klasykami gatunku? No chyba nie.
Do hip-hopowego boomerstwa jeszcze trochę mi daleko, chociaż stoję gdzieś blisko tej granicy, ale The Best You Never Heard słucha się całkiem przyjemnie. „Three for Twenty Nine” czy „Global Connects” to czysty boom-bap, który w Polsce gościł z epkami The Returners i są to rzeczywiście nużące fragmenty. Są też jednak takie, które dają mnóstwo frajdy, zwłaszcza te numery, które ochoczo czerpią z zachodniego wybrzeża czy jakiegoś Justus League. Włączcie „Sharpshooters” – dobry przykład, dobry podkład. „Superlveda Blvd” to nic innego jak b-side Jaylib, ale na beacie Madliba. „Heres the Sign” też. „The Vibe” wszystko zdradza swoim tytułem, a całość to uśmiech w stronę Platinum Pied Pipers z kolesiem, który potrafi rapować, ale charyzmy nie ma za grosz.
Mimo swojej odtwórczości The Best You Never Heard to naprawdę solidna płyta, która w głównej mierze raduje takich jak ja: ten, kto 15-20 lat temu łapał bakcyl na ten świeży ówcześnie underground, zapewne polubi Destructa. Wtedy byłbym bardzo na tak, teraz pozostaje tylko nostalgia, ale czasami dobre i to.