Czym mnie kupił Tidal?

tidal 1

Jedną z podstawowych zasad hip-hopu jest to, że nie wolno się sprzedać. Nie jestem hip-hopowcem w pełnym tego słowa znaczeniu (a w zasadzie to nigdy nim nie byłem), więc z przyjemnością sobie testowałem usługę Tidala.

Ten wpis powstał we współpracy z marką Tidal (kumaci mogli to sami zauważyć, przecież linki do albumów pod tekstami nie były przypadkowe), więc można ogłosić, że w moich oczach pojawiły się „$$$”. Oczywiście musiałem ich uprzedzić, że u mnie nie ma czegoś takiego jak taryfa ulgowa. Na moją końcową ocenę usługi nawet nie wpłynie to, że jakieś tam udziały posiada jeden z moich ulubionych (ulubiony?) raperów. Aha, numer konta podam w osobnej wiadomości, Hova. O tym na pewno nie zapomnę, jednak przejdźmy do meritum.

tidal 4Od początku marca testuję usługę. Zwykła wersja mnie nie interesowała i nie interesuje nadal, bo wyróżnikiem Tidala jest streaming w jakości HiFi. W tym przypadku wszystko działa znakomicie i co najważniejsze – jakość jest naprawdę więcej jak zadowalająca. Na moich sprzętach, tym stacjonarnym (czyli kombo Denonów serii 720, głośniki Monitor Audio Bronze 2 i okablowanie Van Den Hul: The Name, który łączy wzmacniacz i kompakt oraz głośnikowy CS-122 Hybrid) jak i mobilnym (iPhone 5S), wszystko grało pięknie i bez jakichkolwiek niuansów, które by mi w czymkolwiek przeszkadzały. Jakość płyty kompaktowej w pełnym tego słowa znaczeniu i po przełączeniu na 320 kbps daje się odczuć różnicę.

To jest największy plus w porównaniu z konkurencją. Wcześniej korzystałem ze Spotify (i jakieś 3 lata temu przez miesiąc z Deezera, ale nie polubiliśmy się za bardzo i nie wiem jak jest teraz po takim czasie), ale różnica między tym co oferuje Tidal w jakościowej materii jest warta wydania dodatkowych złotówek tylko dla zwiększenia przyjemności słuchania. Abonament 40 zł to tak naprawdę koszt jednej płyty, więc wcale nie tak dużo, a ilość frajdy, którą daje jest… no właśnie?

Tu akurat nie ma co ściemniać, bo jeśli nie ma się „odpowiednich warunków”, to najlepsza wersja serwisu jest po prostu zbędna. Jest ona kierowana do specyficznej i niewielkiej grupy docelowej, która celuje przede wszystkim w „doznania słuchowe” i czuje różnicę pomiędzy 320 kbps a FLACiem. W moim przypadku wybór jest oczywisty i trochę szkoda, że tylko ten „streamer” oferuje to, czego szukam. Brak konkurencji pod tym względem nie jest problemem Tidala, ale reszty i jest to temat do szerszej dyskusji, którą być może kiedyś poruszę.

Ze spraw technicznych zostaje jeszcze kwestia interfejsu, który mi… pasuje. Lubię minimalizm, więc layout mi całkowicie odpowiada i zarazem wydaje mi się trochę bardziej intuicyjny od tego, który jest zastosowany u szwedzkiej konkurencji. Denerwuje jednak pasek przewijania utworu zastosowany w softwarze na Windowsie 10. Jest stanowczo za mały i mimo możliwości powiększenia widoku aplikacja traci trochę wizualnie. W wersji na komputery – wszystko do pogodzenia, a w zasadzie do przyzwyczajenia. Jak jest w wersji mobilnej?

Udało mi się załapać na zmianę wyglądu w jednej z aktualizacji i tutaj nie mam się do czego przyczepić. Efekt obracania się okładki, który przypomina kręcącą się płytę winylową na talerzu, jest świetny, aczkolwiek wrażenia delikatnie psują podpowiedzi, które są zaraz pod nią. Raz, że są kompletnie nietrafione (w moim przypadku zawsze był i jest z nimi problem), a dwa… lepiej, żeby ich nie było albo dało się je wyłączyć. Ja takiej opcji niestety nie zauważyłem, niemniej wszystko działa i jest bardzo płynne. Podobnie jak w przypadku zielonej konkurencji – bez większych zastrzeżeń.

tidal 2

Dobra, to przejdźmy teraz do innego klucza, a być może nawet decydującej rzeczy przy zamawianiu takiej usługi. Biblioteki.

Ze zdecydowaną większością płyt, których chciałem posłuchać, nie miałem problemu, a jeśli się w bibliotece Tidala nie pojawiały to nie robiłem ambarasu. Jest jednak kilka wyjątków i w związku z tym nie mogę jednak przeboleć, że nie mogłem posłuchać takich rzeczy:

Płyty Pilśniowej i Czarno Widzę Afro Kolektywu

– Midtown 120 Blues DJ-a Sprinklesa

Business Never Personal EPMD

Chyba tyle. Ogólnie nie miałem większych wymagań i nie zauważyłem także większych różnic w zasobach konkurencji, być może z tego powodu, że u mnie jednak dominuje muzyka z nośników fizycznych. Jeśli nawet były to i tak były nadrabiane zupełnie czymś innym, czego np. Spotify nie posiadało. Tutaj jest zwykła zastępcza relacja – 1:1.

O samych streamingach pisałem dawno temu, i uważam że jest to nawet nie tyle co przyszłość w dystrybucji legalnej muzyki, ale jej teraźniejszość. Nie wyobrażam sobie słuchania pełnych albumów na smartfonach z YouTube’a, no ale co kto lubi. Reasumując – czy warto zainteresować się Tidalem? Tak, szczególnie jeśli się szuka doskonałej jakości odtwarzanej muzyki. W innym przypadku warto spróbować, ale wielkiej różnicy tak naprawdę nie ma. Wiecie, z tym to jest tak samo jak z konfrontacją pomiędzy PlayStation 4 i Xboxem One. Decydują detale, a kartą przetargową jest jakaś tam unikalność, a tą w przypadku Tidala jest HiFi.

tidal 3

PS

Ale byście trochę ułatwili wstawianie embedów do WordPressa, co?

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

6 komentarzy do “Czym mnie kupił Tidal?”

  1. jeśli dostrzegłeś tak mało wad Tidala, to ja uzupełnię. Mi nie brakuje kilku utworów/albumów/artystów w bibliotece Tidala, a wielu. Tak na prawdę korzystam tylko z wyszukiwarki i 'Moja muzyka’ i jedynie grają mi na nerwach reklamy nowych zdolnych, o teledyskach nie wspominając. Na początku korzystania bardzo szybko nowe utwory lądowały w ulubionych. Teraz – co raz rzadziej… Gdyby można było chociaż przestawić zakładki (np. na górę), które lubisz – byłaby bajka.
    – brak hot-keys
    – indeksowanie artystów to jakieś nieporozumienie. Czasem wyszukasz jakiegoś artystę, zadowolony klikasz i widzisz zbieraninę albumów różnych (ale o podobnych nazwach). Klikasz na wykonawcę danego kawałka i przechodzisz do artysty, który nazywa się: Ten Typ Mes, Łona, NAS, Tribe Called Quest
    – brakuje mnóstwa DJ’i (generalnie niewielka biblioteka)

    Bez dwóch zdań Spotify ma większą bibliotekę, celniejsze dopasowanie artystów do twoich ulubionych, dzięki czemu nie błądzisz. Pozdro

    przykład z indeksowanie artystów

    1. Braki wykonawców/utworów to kwestia indywidualnego podejścia. Ja nie mam problemu ani z Tidalem, ani ze Spotify. O innych teraz się nie wypowiadam, bo z nich nie korzystam.

      Hot keys w sensie skrótów klawiaturowych czy skrótów klawiaturowych a’la Evernote, dzięki którym możesz obługiwać program w tle?

      Podobny problem z indeksowaniem jest na Spotify. Spotykałem się z tym jak jeszcze z niego korzystałem.

      1. Raczej chodzi mi o globalne skróty klawiaturowe – nie musisz klikać na Tidal, żeby zmienić kawałek na następny. Przejrzałem dopiero kilka twoich artykułów i w sumie to mogę się założyć, że nie znajdziesz na Tidalu nawet połowy artystów, których wspominasz w artykułach i oceniasz jako wartościowych. To jak Ty słuchasz muzyki na Tidalu? 😀

          1. Subskrybuje Tidal, żeby słuchać muzyki. Mogli uprzedzić, że nie polecają tego dla słuchaczy alternatywnych

          2. I w czym problem, skoro jest okres testowy, a nawet bez niego można sprawdzić zawartość biblioteki? Nisza nie leży w kwestii właściciela serwisu, bo ona nie przyciągną płacących, ale samych artystów z pytaniem czy będą chcieli zaistnieć w większej świadomości bądź czy wystarczają im alternatywy pokroju BC i SC.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *