Jest taki fajny blog, na którym padło dość kontrowersyjne stwierdzenie.
Andrzeja Tucholskiego z jestKultura czytam od dawna. Szczerze powiem, że nie spotkałem wcześniej w naszej blogosferze tak pozytywnej postaci jaką jest Andrzej. W czwartek oglądałem na żywo jego webinair pt. „Jak skutecznie blogować o kulturze”. Obejrzałem z ciekawości (oczywiście w międzyczasie zerkając na to, co działo się w Sewilli) i podobało mi się bardzo, mimo że kultura, to nie do końca moja działka. Padło tam też jedno stwierdzenie, które jest bardzo kontrowersyjne – recenzje mało kto szuka i samo recenzowanie muzyki zdechło (mniej więcej zaczyna się od 1:05:00).
Jest w tym trochę racji. Bardzo celnie Andrzej zauważył, że recenzje płyt muzycznych są mało potrzebne (co nie oznacza, że nie są potrzebne w ogóle). Nie musisz znać zdania konkretnej osoby tylko po to, żeby wiedzieć czy warto się zaznajomić z daną płytą. W 2014 roku są od tego Spotify, Deezer czy Wimp. Są od tego nielegalne pliki, torrenty i YouTube. Jest też możliwość kupna w ciemno. Co kto lubi – wybór jest przeogromny. Więc po co są recenzje i kto je czyta? Krótko opowiem wam na swoim przykładzie.
W czasach, zanim pojawił się w moim domu internet, zdanie niektórych osób w niektórych magazynach czy programach TV miało dla mnie niebagatelne znaczenie. Opinia moich ulubionych dziennikarzy decydowała o tym, czy kupię opisywany album, czy też nie. Czasami kupno było jedyną możliwością sprawdzenia twórczości danego artysty. Często nasze gusta się pokrywały, rzadziej natomiast było zupełnie odwrotnie. Były to dla mnie ważne teksty, czasami tak bardzo, że miały one przełożenie na grubość mojego portfela. Tak było kiedyś.
A jak jest teraz? Dokładnie tak, jak powiedział Andrzej. Tyle tylko, że obecny statut recenzji muzycznych polega tylko i wyłącznie na zaspokojeniu mojej ciekawości. Odnoszę wrażenie, że internet zabrał możliwość wyrabiania opinii czytelników przez recenzentów muzycznych (i nie mam tu na myśli sztucznego napędzania hajpu). Teraz jest bardzo łatwo na szybko coś sprawdzić. Kiedyś trzeba było sporo się napocić, żeby znaleźć coś bardzo wartościowego. Coś, co było bardzo niszowe i zdaniem naczelnego zasłużyło na publikację tekstu z pozytywną opinią. Obecnie nie muszę już wiedzieć czy pan/pani X powie mi, że piosenka Y jest doskonała, a piosence Z wiele do niej brakuje. Sprawdzę to sobie sam na jednym z serwisów streamingowych lub kupię w ciemno po usłyszeniu singla, który mi się spodoba.
Nie mogę się zgodzić natomiast z tym, że recenzowanie muzyki zdechło. Cały czas szukam recenzji i cały czas je czytam. Nie pomagają mi już w decyzji o zakupie, bo od tego są inne legalne źródła. Czytam je, bo po prostu lubię. Są one potrzebne, tyle tylko że ich zadanie jest zupełnie inne niż jakiś czas temu. Nazwijmy to postępem. Może ich wydźwięk jest zupełnie inny niż kiedyś, ale bez nich muzyczna strona internetu byłaby smutnym miejscem. Ja i masa moich znajomych cały czas ich poszukujemy. Chociażby tych archiwalnych. Lubię poczytać opinie sprzed 10 lat w momencie poznawania jakiejś „staroci”. Tak jak z Gandalfem – jest w tym trochę magii, tyle tylko że już jej moc, nie jest taka jak dawniej.
Nie zapomnij też polubić fanpage’a bloga na Facebooku.
Zdjęcie: [1]
Jeden komentarz do “Czy recenzje są potrzebne?”