Niedawno wróciłem z Trójmiasta. W zasadzie to nie ma o czym opowiadać, bo nie robiłem tam nic konkretnego (Młodego G niestety nie spotkałem na swojej drodze), oprócz mentalnego wypoczywania od wszystkich i wszystkiego.
No więc. Wróciłem i wrócił też zapierdol, ale jak wspomniałem na samym początku – mentalnie jestem przygotowany na nowe boje, o których wkrótce będę wspominał. W relaksie pomogły mi dwa albumy, a w zasadzie dwie kasety, które były jednymi z moich ulubionych zeszłorocznych produkcji. I co ciekawe – obydwie pojawiły się w tej samej serii beattape’ów wytwórni MOST, czyli MOST Blunted. Piękna nazwa, nieprawdaż?
Slowly And Surely: Greatest Heats Richu M to madlibowa jazda bez trzymanki, mocno przepalona, pełna słońca i płynąca tak, że z błogiego lenistwa ciężko jest powiedzieć „stop”. Kiedyś jednak trzeba to zrobić, ale replay value w przypadku tej pozycji jest tak wysoki, że warto wracać do tego regularnie, mimo że ciężko wskazać tutaj chociaż jeden wybitny element. Richu M stworzył dzieło kompletne, którego nie da się podzielić na konkretne kawałki. Może to i dobrze? Od razu zacząłem się zastanawiać, który raper mógłby porządnie nawijać na jego beatach i w sumie to nic mi nie przyszło konkretnego do głowy. Nie wiem, a może ideałem tutaj byłby Guilty Simpson? Chyba najlepszy trop. Warto, a nawet trzeba to poznać, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, tym bardziej, że z tego co mi wiadomo, to są dostępne jeszcze jakieś sztuki, m.in. w SideOne, w którym to niedługo odbieram swój Pejzaż.
O ile o Slowly And Surely: Greatest Heats można jeszcze dyskutować (tylko po co?), to takie dywagacje kończą się w momencie pisania o Washed By Waves Bass Jan Othera, moim ulubionym albumie 2017 roku. Cała wielowarstwowa struktura wszystkich numerów opiera się na czymś zdecydowanie więcej, aniżeli dobrym samplu i prostej pętli. To analogowy dub, dub techno i synth-funk, które najlepiej charakteryzuje okładka. To wszystko przypomina przelewanie jakiejś gęstej substancji, której głównym zadaniem jest wprowadzenie ciebie w odpowiedni trans po spożyciu. Wszystkie utwory charakteryzuje dźwiękowa przestrzeń i brzmienie dalekie od gładkiego – jest tu pełno analogu dozowanego z umyślnie niedoskonałą, hip-hopową fantazją. Posłuchajcie, bo to coś naprawdę niesamowitego.