Fonetyczna Estrada #8: Zadumany relaks

fonoteka 6

Nie wiem czy mam być dumny, czy mam się po prostu smucić. Wygląda na to, że goodkid został ostatnim bastionem, gdzie można o Fonotece poczytać coś więcej (chyba że się mylę, więc poproszę o poprawę). Dzisiaj część wyjątkowa i wcale nie chodzi o to, że wraca po prawie miesięcznej absencji do swojego żywota.

Uff. Nawet nie wiecie jak się dobrze czuję pisząc te słowa. Na luzie skończę sobie całą serię do końca roku, bo kilka spraw mnie zatrzymało, ale mam ten przywilej, że nie muszę się nikomu tłumaczyć*. Abstrahując już od tak karkołomnych rzeczy to trzeba jednak zwrócić uwagę na bardzo istotną i w gruncie rzeczy nieprzyjemną rzecz – archiwa „oficyny”, która zwała (a być może dalej zwie, who knows?) się Estrada Nagrania – zniknęły. Pozostał tylko smutek, żal i nostalgia, której dałem wyraz w części poprzedniej. Niemalże w tym samym tonie. Cholera, traf chciał, że muszę to pisać akurat w tym momencie. Wtedy, kiedy na tapetę idzie część szósta. Dla mnie – ta, w której jest najwięcej zadumy.

Nie wiem czemu nawet. Przecież takie Filipinki ze swoim „Spacerem Po Porcie” powinny automatycznie robić banana na twarzy, a i „Dwa Kroki Stąd” Wiktora Kolankowskiego też nie zapowiadają złych rzeczy. Dla mnie jest to naturalna kontynuacja części poprzedniej, tak jakby jej rozwinięcie. Piątka to nic innego jak nostalgiczny poemat traktujący o zwykłej tęsknocie, tutaj obcuję z zadumą nad tym wszystkim.

Jasne, jest trochę skocznych kawałków, ale ich ilość w porównaniu do bardziej rozrywkowych pierwszych części jest znikoma. Pojawia się dużo nowych twarzy, te stare poszły trochę w zapomnienie. Na jakości nikt nie ucierpiał, wręcz przeciwnie. Odkrywamy nowych artystów, dalej grzebiemy w polskiej muzyce i najbardziej pamiętne rzeczy dają nowe postacie. Pojawiają się Skaldowie (nawet dwa razy, ale za drugim razem nie zostali uwzględnieni w trackliście), jest Milian, jest dobrze znana Orkiestra Rozrywkowa PRiTV czy Ptaszyn Wróblewski. Są także Elżbieta Adamiak, Kalina Jędrusik czy Irena Santor. Kontrasty? Możliwe, ale takie, które idealnie się uzupełniają.

Właśnie to jest najlepsze – kontrasty. Nowe – stare, wolne – szybkie, rozrywkowe – zachęcające do refleksji. Nie jest to najbardziej unikatowa część serii, ale jest ważna z innego powodu – zamyka pewien schemat i otwiera nowe wrota. W 2010 roku Fonoteka brzmiała właśnie tak, a rok później? O tym za tydzień.

Mój telefon milczy, milczy,
nie masz czasu ani, ani,
czyby było tak najmilszy,
gdybyś mówił do mnie pani?

Najlepsze momenty:

5. Usypiający wibrafon w „Wieczorynce”.

4. „Szukam Cię Od Rana” to jedna z najpiękniejszych piosenek Skaldów i nawet nie wiecie jak się cieszę, że znalazła się właśnie tutaj.

3. Elżbieta Adamiak z „Głogostanem” przecudownie współgra z coverem. Nie zdarza się to po raz pierwszy i ostatni w serii, ale to właśnie tutaj jest chyba najbardziej dosadnie. Klasa w obu aspektach. Piosenki i okładki.

2. Szóstka posiada w swoim zanadrzu zdecydowanie najlepsze cytaty i wstawki z wszystkich części. Pomijając to, że są idealnym wręcz pomostem pomiędzy utworami, to tak jakby tworzą swoją jedną własną linię fabularną. O ile w ogóle można to tak nazwać, a już kompletnym mistrzostwem jest to, co się dzieje przed „Cóż Ci To Ja Uczyniłem” Ptaszyna i… zabawa słowem i brakiem zrozumienia na pozycji pierwszej.

1. Ten cytacik poniżej.

– Wydaje mi się, że to nie powód, żeby drzeć smoking

– No ale napisane przecież: „no smoking”

Specjalna skala ocena dla serii Fonoteka: 9/10

fonoteka 6 remixy

Dziwne rzeczy dzieją się z remixami. Producenci dostają bardzo dobrą bazę do tworzenia beatów, a że różnie z tym bywało i często narzekałem (sprawdźcie sobie jak to bywało w poprzednich częściach) to w końcu musiało się to zmienić. Im dalej tym lepiej? Chyba, ale nawet jeśli nie to i tak nic złego się nie dzieje. Najbardziej „zrównoważony” dodatek do natywnej części, który co prawda może na dłuższą metę nudzić (niekoniecznie mi, ale nie zdziwię się, jeżeli ktoś będzie narzekał na co najmniej dwa razy wykorzystane sample Elżbiety Adamiak, po trzy numery Grafa i Slime’a, który jest wręcz stałym rezydentem serii), ale posiada zbyt dużo uroku, żeby marudzić i się krzywić.

Remixy szóstki to nie byle co, tylko zaskakujące (?) jest to, że znowu prym wiodą ci co zawsze. Dziwne? Skądże znowu! Cieszy to po stokroć w momencie, kiedy reszta stara się mocno dotrzymywać tempa czołówce, a przecież np. tacy Fizz czy Slime to być może właśnie tutaj czują po raz pierwszy tak mocno oddech peletonu. Poza tym sprawdźcie też sobie na trackliście, ile pojawia się ludzi, którzy są teraz związani z Polish Juke.

Najrówniejsza zremixowana część? Tak, pod jednym warunkiem – jeżeli bierzemy pod uwagę wszystkie Fonoteki od początku do szóstki włącznie. Streszczając – Ninja Tune, masa downtempo i „Lato Siedemdziesiąte”.

Najlepsze momenty:

5. Niepokojący Majku & Pelo.

4. Trzy utwory Grafa, które zapowiadają jego małe bossostwo, które niedługo nastąpi, a jeśli nie to…

3. Okładka, he he.

2. „Hipnotyzer”

1. Starzy znajomi w jak zwykle wysokiej formie plus trochę wygłupiający się Ortalio.

Specjalna skala ocena dla serii Fonoteka: 8/10

* dobra, powiem wam. Trochę mi się nie chciało, a kiedy mi się chciało to robiłem coś innego i jak wszystko dobrze pójdzie to W KOŃCU na dniach będziecie mieli niespodziankę. I wszystko będzie wyglądało pięknie.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *