Ciężki kaliber. Art Brut Mixtape – recenzja

problem art brut

Tede jak to Tede – brał udział w najlepszych polskich beefach. Ten z Płomieniem 81 miał swój szczytowy moment, kiedy to pojawiły się „Trzy Korony”.

Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, ponieważ w połowie poprzedniej dekady Matheo pokazał, że warto grzebać w polskiej muzyce lat 80. Jeśli mam być jeszcze bardziej dosadny to wspomnę również o Thinkadelic, którzy pod koniec lat 90. „współpracowali” z Krystyną Prońko. Było tego jeszcze trochę, ale kto wie, czy to nie dopiero teraz dzięki Steezowi, nastąpi moda na samplowanie polskich szlagierów sprzed 30 i 40 lat. Bo wiecie, ile to można jechać na oklepanych do wyrzygania soulowych i jazzowych próbkach i loopach, które są tak często spotykane, że czasami ma się wrażenie, że są automatycznie dodawane do portfolio danego producenta. Tego bym sobie życzył, bo to nadal nieodkryty obszar dla młodszego pokolenia słuchaczy, a szperać w nim warto.

Zdradzę wam swoją tajemnicę. Nie za bardzo podobało mi się C30-C39. Chyba nie do końca zrozumiałem fenomen tej produkcji albo tej hajp, który obrósł wokół niej, źle na mnie podziałał. Takie to nijakie i miałkie dla mnie było jeszcze kilka miesięcy temu. Nie wiem jakby było teraz, myślę że jeszcze gorzej, zwłaszcza po takim ciosie jaki otrzymałem kilka dni temu zasłuchując się (ciągle to robię…) w Art Brut Mixtape.

Polski stricte uliczny rap, który powalił mnie na kolana, i przy którym zdarzało mi się nawet doznawać (nie tak jak myślicie, świntuchy), mogę policzyć na palcach jednej ręki. Do tego zaszczytnego grona dochodzi właśnie mixtape Pro8le3u. Oskar ze Steezem zrobili to, czego nie słyszałem od dawna w polskim wykonaniu. I to za jednym strzałem w obydwu materiach: teksty i rap tego pierwszego oraz produkcja drugiego są na arcyrzadko spotykanym poziomie u nas.

Chcąc nie chcąc nie jest łatwym zadaniem wybranie głównego bohatera Art Brut, chociaż tak jak wspomniałem w pierwszym akapicie, może się okazać za kilka miesięcy, że to producent jest w głównej mierze odpowiedzialny za sukces duetu, ale… Oskar jest jednak raperem z tyloma wadami, które tak naprawdę potrafi zamienić w złoto. Dawno nie słyszałem tylu emocji przekazywanych w tekstach. Od dawna uliczne rapsy nie były dla mnie tak najeżone fantastycznymi storytellingami. A że nie ma flow, ma nędzny głos i wypada z beatu? Nieważne, cały urok. Każdą wadę da się obrócić w zaletę, zwłaszcza w rapie (Special Ed się kłania) i on to robi doskonale. Nie mogę powiedzieć, że jest kompletny, ale bije z niego taka autentyczność, że przyćmiewa całe polskie rapowe podwórko. Każdy jeden track to popis w jego wykonaniu i porównując to do wydanej kilka dni temu płyty Włodiego (o której pisałem tutaj), bądź co bądź utrzymanej w zbliżonej stylistyce i konwencji, mamy do czynienia z oglądaniem pleców Oskara przez weterana sceny. Tego weterana, który cały czas trzyma poziom i jest zdecydowanie „nad” młokosami. Wnioski nasuwają się same. Króla polskich podwórek jeszcze nie mamy, ale książę póki co ma predyspozycje do objęcia tronu.

Żeby tak się stało musi też mieć doskonałe zaplecze, a z tym problemu nie ma żadnego. DJ Steez jest kolejnym specem w swoim fachu i dowodem na to, że polska produkcja stoi na wysokim poziomie. Oczywiście, wszystko to, co znalazło się na Art Brut nie jest zbytnio wyszukane i na maksa doszlifowane, bo takie rzeczy może zrobić praktycznie każdy, ale kto wpadł na to wcześniej, żeby całość materiału oprzeć na tego typu zapętleniach i samplach? Nikt. Nikt również tak świetnie nie dopasował wstawek z polskich filmów. Wielki Szu pasuje tutaj idealnie. No i najważniejsze w kontekście zawartości muzycznej krążka – doskonała selekcja, Steez. A to jest arcyważne i nie każdy to potrafi.

W pewnym momencie byłem nawet gotowy wystawić maksymalną notę, magiczne i mistyczne „10”. Ocenę, które dostają ode mnie tylko te rzeczy, które mają niebotyczny poziom, znacząco na mnie wpłynęły i są bardzo ważne. Po głębokim zastanowieniu musiałem odpuścić, bo byłoby to trochę nielogiczne, zważywszy na to, że kompletnie nie podchodzi mi intro od Miry Kubasińskiej. Prawie maks, a to u mnie przy ocenianiu polskiego rapu zdarza się tak rzadko jak medale polskich piłkarzy. Im się to udało. Narkotyki, odór alkoholu, policja, brudne podwórka, hazard i udana wizualizacja wszystkich złych rzeczy zrobiła swoje. Teraz będę się już bał wyjść wieczorem na ulicę, nie mówiąc już o wejściu w ciemną bramę i stanięciu oko w oko z bandą złych chłopców. Brrr…

9

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Jeden komentarz do “Ciężki kaliber. Art Brut Mixtape – recenzja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *