Tytuł może i trochę jest przewrotny, ale przecież wystarczy tylko spojrzeć na powyższy plakat. Od razu wiadomo, że mamy spotkanie z trzema bossami: Nowickim, Korzyńskim i GADem. Ktoś kantuje, kogoś kantują.
Kocham GAD Records i nie zapowiada się na to, żeby kiedykolwiek miało się to zmienić. Zwróćcie tylko uwagę na to, co wydali w ostatnim czasie (zawsze?) i jakie mają zapowiedzi. Bardzo rzadko tak mocno chwalę i jednocześnie jestem pełen podziwu, że nie schodzą poniżej swojego solidnie wypracowanego kosmicznego poziomu. Nie zmieniają tego nawet mocno przeciętne dwie płyty Władysława Komendarka (Hibernacja Nr 1 i Fruwająca Lalka), ale to raczej dlatego, że tak stara elektronika w progresywnej estetyce uskutecznianej przez Komendarka, kompletnie nie leży w kręgu moich zainteresowań.
Polskie Finders Keepers Records (albo Finders Keepers angielskim GAD, ciesz się Votel!) co i rusz rzuca ciekawe rzeczy, ale ich muzyka filmowa sprzed kilku tygodni to już klasa sama w sobie. People Meet and Sweet Music Fills the Heart to zapewne moje drugie ulubione (!!!) dzieło Krzysztofa Komedy po oczywistym Astigmatic. Imponujące na terenach, o które wcześniej Trzcińskiego podejrzewać by się mogło, ale…
Komeda Komedą, na niego przyjdzie wkrótce czas w innym miejscu, natomiast u siebie skupię się tylko na soundtracku do jednego z najlepszych polskich filmów, czyli Wielkiego Szu. Nie będę ukrywał – jestem fanem Andrzeja Korzyńskiego (nieskromnie polecę mój wywiad z Mistrzem), a zwłaszcza jego muzyki filmowej. Chyba nikt w Polsce (poza… Komedą), nie potrafił tak dobrze ilustrować scen, jak właśnie autor ponadczasowej Akademii Pana Kleksa w orkiestralnej wersji wydanej przez… sami wiecie kogo. Liczba jego wielkich płyt znowu się powiększyła, nie do końca spełniając oczekiwania tylko dlatego, że miałem wygórowane oczekiwania.
Co ciekawe – kilka kompozycji kręci się wokół jednego motywu, doskonale znanego chociażby z Akademii…, kawałka Flying Lotusa i jednej z piosenek wszech czasów według Afro Jaxa. „Reminiscencje z lepszego życia” (świetny tytuł) to nie tylko główny punkt płyty, ale również prawdziwy wstęp do reszty z „Rozgrywką” i „Basenem / Pokojem” na czele. Trochę nierównej, ale dostarczającej wrażeń, wymieszanych klimatów i wymiatającego na wokalu Mariusza Zabrodzkiego aka Zenka Czubatego w „Tylko Punk Rock”* oraz gitar Winicjusza Chrusta w „Motelu Disco”.
O tej płycie i postaci Korzyńskiego wspominam nieprzypadkowo, bo mam pewną myśl, a w zasadzie od dawna dręczące mnie pytanie. Dlaczego ten kompozytor nie jest aż tak bardzo „eksploatowany” przez diggerów i producentów hip-hopowych? Brak odwagi w cięciu jego kompozycji, czy może utrudniony dostęp do jego muzyki, której jeszcze od groma jest w prywatnych archiwach pana Andrzeja? Nie mam bladego pojęcia, dlatego tytularne pytanie może mieć w tym momencie trochę sensu: polski hip-hop kantuje sam siebie, jak Szu, nie szperając w dokonaniach autora. Szkoda, bo to kopalnia świetnych próbek. Jak nie wierzycie to sprawdźcie chociaż „Stację Lutyń”, „Wielki Szu I”, a wrocławski Skalpel niech bierze się za intro „Do You Like Henky-Penkee Love”. Bierzcie się do roboty.
Naprawdę zajebista płyta, którą warto mieć (a mieć wręcz trzeba People Meet and Sweet Music Fills the Heart), która jednocześnie przypomina o życiowej roli Nowickiego.
PS
Finders Keepers Records, skądinąd znakomite, też wydawało Korzyńskiego, m.in. Tajemnicę Enigmy, Man of Marble i Possession. Nasi jednak górą, oczywiście nie umniejszając tamtym wydawnictwom.
* co ciekawe ten utwór i „Blue Master” nie znalazły się w filmie Wielki Szu. Pochodzą z tego samego okresu – Dnia Kolibra Ryszarda Rydzewskiego. Taka sympatyczna ciekawostka