Ten tydzień dla mnie to przede wszystkim informacja dotycząca Brookzill!, czyli projektu w którym swoje palce miesza Prince Paul i Ladybug Mecca, czyli na dobrą sprawę postaci, które nigdy mnie nie zawiodły (chociaż Gravediggaz nie darzę nadzwyczaj wielką sympatią…). Gdzieś tam w cieniu stoi pewna (nie)wielka polska oficyna, która sprawia mi dużo radości, a ostatnio w niemalże każdy piątek zwiększa moją miłość do… coraz to mocniejszego diggingu.
Dobra, musiałem zacząć ten tekst tym całym Brookzillem, bo jak dla mnie jest to najlepsza informacja ze świata hip-hopu, która pojawiła się ostatnio pojawiła. Dużo dobrego się szykuje, ale o tym mam nadzieję kiedy indziej, więc zostawię tylko mały klimatyczny przedsmak tego, czego można się będzie spodziewać. W ciemno stawiam dużą kasę, że będzie się dużo działo. Październik, pamiętajcie.
Dzisiaj jednak chciałem napomknąć o czymś innym, a mianowicie o jednej z moich ulubionych wytwórni w ogóle oraz jednej z dwóch ulubionych, które specjalizują się we wznawianiu starych rzeczy (tą pierwszą jest Analog Africa, o której pisałem ostatnio tutaj). Panie i panowie, GAD Records, prawdziwy skarb z… Sosnowca.
Nie wierzę i nie bawię się w stereotypy, bo w żaden sposób one mi nie przeszkadzają, a z tego co pamiętam to na blogu był już poruszany temat pewnego zespołu z tego miasta, czyli elQuatro. Niemniej jednak gdyby nie ten cały Sosnowiec to być może nie byłoby GAD Records, a to już olbrzymia strata dla całego polskiego rynku muzycznego. Nie ma w Polsce drugiego labelu, który w tak mocny i dosadny sposób „penetruje” archiwa, w których to znajdują się prawdziwe perełki, jak np. milianowe Rivalen, którego okładka jest gdzieś poniżej z boku. Sorry, Kameleon Records i reszta. Bardzo was lubię, ale to jeszcze nie to.
Od prawie miesiąca każdy piątek to takie małe święto. Pojawia się nowa promocja, w której to dwie płyty można kupić w cenie jednej (ewentualnie jedną za grosze, ale mija się to z celem). Tak więc była już możliwość zakupu m.in. takich pakietów jak np. bardzo opłacalne kombo świetnego Punktu Styku Show Bandu Anatola Wojdyny z niezłym, aczkolwiek trochę przereklamowanym (ale już ukazującym gigantyczny potencjał Andrzeja Korzyńskiego i mrugającym oczkiem w stronę Franka Kimono) Jumbo Jetem Arp Life, który to miał na pokładzie wydane w 1978 roku Z Bezpieczną Szybkością. To jeszcze nic, bo prawdziwy rarytas był tydzień temu, o którym informowałem na fanpejdżu: dwa absolutnie genialne albumy – Fly Ensemble Wiesława Wilczkiewicza oraz Polymelomodus orkiestry Gustava Broma – za trzy dychy. Mocno.
Dzisiaj dwie kolejne perły, czyli podwójny strzał Jerzego Miliana. Za taką samą kwotę można wyciągnąć Blues for Praha oraz Stratus Nimbus. Ewentualnie można skupić się tylko na tej pierwszej, płacąc za nią 10 zł mniej, ale powtórzę – nie polecam tego robić. Brać pakiet i cierpliwie czekać co będzie za tydzień.
Już pomijając te ich ostatnie promocje, z których dla mnie tylko jedna była nieudana (Savana w pakiecie z Ryszardem Sygitowiczem. Bardzo średni poziom, ale jednak bardziej chyba opłacało się kupić pierwsze wydania winylowe tych tytułów, chociaż się po raz pierwszy kompaktu, więc… co kto lubi), a w zasadzie to nietrafiająca w moje gusta, to jednak warto inwestować w ich płyty. Powód jest prosty – prowadzą do innych artystów.
Tak było w moim przypadku z pewnym zespołem oraz jednym z jego członków. Alex Band poznałem kilka lat temu z przypadkowo zakupionych wosków i ich granie (najbardziej imponuje zajebiste przejście z funkującego Zderzenia Myśli do jazzującego bigbandowego The Eccentric) spodobało mi się na tyle, że kupiłem obydwa gadowe wznowienia na kompakcie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że to właśnie dzięki zespołowi Maliszewskiego poznałem Wiesława Wilczkiewicza, który przez pewien czas w nim grał. Wyobraźcie sobie teraz jak się ucieszyłem, kiedy to dowiedziałem się, że GAD wyda jego totalnie zapomniany i wydany wcześniej tylko w USA Fly Ensemble. Po nitce do kłębka (czy jakoś tak).
Radzę śledzić ich ofertę „Kultowe lato”, oczywiście na stronie ich sklepu, bo jak widać dużo się tam dzieje, a i przy okazji napiszę, że ostatnio znalazłem dojście do nowego zajebistego sklepu, gdzie można się obkupić w świetne płyty za minimalne pieniądze. O tym wkrótce, a tymczasem spadam rowerować i zostawiam was z geniuszem orkiestry Aleksandra Maliszewskiego. Eldo na pewno pozna.
PS
Trochę taka autopromocja, ale polecam sprawdzić moją rozmowę z szefem labelu, Michałem Wilczyńskim.
Zdjęcie/photo: materiały prasowe
Jeden komentarz do “Co żeś mi uczynił, sosnowiecki GADzie?”