Burn Reynolds: „Wchodzenie do archiwum jest fajne”

Kroniki Filmowe. Polish Library Music 1963-78 to jedna z moich ulubionych kompilacji 2017 roku. Postanowiłem porozmawiać z jednym z jej autorów.

Jak powstały Kroniki Filmowe. Polish Library Music 1963-78? Ile było kronik? Kto rozdawał siódemki na Record Store Day w Warszawie? O tym i wielu innych rzeczach rozmawiam z Burnem Reynoldsem z Soul Service DJ Team, z którym niedawno spotkałem się w Asfalt Shopie.

Kto zaproponował stworzenie takiej kompilacji?

Papa Zura miał od jakiegoś czasu kontakt z Michałem Wilczyńskim. Robił nawet opisy do płyty Alex Band. Temat kronik przewijał się u nas od dłuższego czasu. Jak oglądaliśmy Polskie Kroniki Filmowe to muzyka zawsze mocno zaznaczała swoją obecność. Zawsze byłem mocno na nią sfokusowany, więc jeśli coś mocno daje mi się we znaki w podkładzie, to zaczynam się tym mocno interesować. Tak samo jest z filmami, z kronikami. Nagle okazało się, że ten temat można było ugryźć, bo Michał był zainteresowany wydaniem. Zura z nim pogadał i uznaliśmy, że to super ruch.

Jak wyglądała selekcja?

Każdy dostał zadanie domowe. Dziesiątki, wręcz setki kronik do obejrzenia. Jak było coś interesującego to zapisywaliśmy najważniejsze informacje – jaka to kronika, tytuł, rok, fragment. Czasami jeden odcinek był ilustrowany trzema tematami. Zaznaczyliśmy w jakiej sekundzie pojawiła się muzyka. Wysłaliśmy to wszystko do Michała i ten wykonał mrówczą pracę – musiał wyciągnąć to od Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. Tu było dużo pracy. Długo to trwało, przeciągało się i w pewnym momencie dostaliśmy część rzeczy. Słuchaliśmy ich od nowa, już bez kontekstu kronik i z tego była finalna selekcja.

Dużo rzeczy odpadło, bo nie wiadomo było, kto miał do tego prawa lub kto był autorem. Z tego co czytałem, to nagrywanie takiej muzyki to były długie sesje, które później były dzielone na konkretne partie. Osoby, które robiły opracowania pod filmy, korzystały z gotowych fragmentów. Jak dostawaliśmy niektóre nagrania to często pojawiał się taki dialog: „zaczynamy ten numer z ogniem! Raz, dwa, trzy!”. I zaczynali grać (śmiech). Cała rozpiska była, słowa reżysera dźwięku, próby, strojenie instrumentów.

Całość brzmi bardzo „logicznie”.

Staraliśmy się wszystko zebrać do kupy.

Okej, a czy sama selekcja mogła być jeszcze mocniejsza? Na jakie utwory nie dostaliście licencji?

Było kilka takich utworów. Doskonale pamiętam kilka numerów, które odsłuchiwałem – byłem nimi totalnie zaskoczony i zauroczony. Informacje o nich w samych kronikach były zdawkowe i odpadły w zasadzie na samym wstępie. Michał wysłał nam utwory, z którymi nie było problemów, albo były dyskusyjne, lecz mogliśmy spróbować coś z nimi podziałać. To, co odpadło na początku, to tylko te, których nie byliśmy pewni lub nie wiedzieliśmy kto jest ich właścicielem. Warto wiedzieć, że kroniki korzystały nie tylko z własnej bazy i tej Polskiego Radia, ale również z niemieckich i innych utworów. Wtedy byłby duży problem to wyciągnąć.

Wielu tytułów nie pamiętam, bo liczba Polskich Kronik Filmowych, które powstały jest ogromna. Tysiące. Wystarczy czegoś nie wpisać, np. przy kronice z 1973 roku, i raz na zawsze przepada ważna informacja. Jest muzyczny temat, ale kto jest jego autorem? Nie wiadomo.

Dużo mieliście tych numerów do selekcji?

Wysłaliśmy ok. 200 „tropów”. Wróciło do nas ok. 60-70 utworów, do których też coś później jeszcze doszło. Z tego robiliśmy finalną selekcję.

A te odrzuty, które są? Będzie druga część?

Tego jest od groma, ale na razie nie mamy takiego planu. Jeśli kiedyś powstanie, to może trzeba inaczej do tego podejść, czyli… nie oglądać tych kronik. Zobaczyć, co jest w archiwach, co znajduje się w Fonotece. Myślę, że jest to do zorganizowania. Kiedyś udało się nam wejść do archiwum Polskiego Radia, co wcale nie jest takie łatwe. Musiały być z nami osoby, które są pracownikami, które wprowadziły nas w ten świat. Takie wchodzenie do archiwum jest fajne, ale kompletnie nie wiesz co robić. Stajesz przed taśmami i głupiejesz. Pomóc ci może archiwista, który pracuje tam od kilku lat i pewnie coś rozumie z tego języka. Nie można zrobić tak, że mówisz – „poproszę to i to”, a potem sprawdzasz, co tam jest. Pan na to nie będzie poświęcał kilku swoich godzin, żeby stać nade mną i jeszcze wszystko mi demonstrować. Jeszcze bym kręcił przy tym nosem! Niemożliwe do zorganizowania.

A gdybyś miał tam iść sam na 2-3 dni?

Gdybym miał konkretne tropy to tak. Chciałbym.

To jak wyglądała ostateczna selekcja z waszej strony?

Zawsze jest tak samo. Mamy wewnętrzną metodę punktowania- od 0 do 2. „0” to nie, „1” fajnie, „2” na tak. Każdy z nas może jeszcze wyróżnić jeden numer na „3”, czyli prawdziwy absolut. W taki sposób głosujemy.

Odnoszę wrażenie, że Kroniki Filmowe. Polish Library Music 1963-78 i Off Season: Jazz & Grooves From Poland 1966-89 to wasze dwie najlepsze i najbardziej przemyślane produkcje.

Tak, to prawda. Funkowe były „tylko” funkowe. Przy najnowszej było super – temat muzyki wykorzystanej w kronikach, ale nie zawsze takiej, która była pod nie nagrana. Są tam też nagrania, które znalazły się normalnie na regularnych longplayach. Często były to odrzuty z innych sesji.

Rozstrzał stylistyczny jest bardzo duży. Święcicki, Bloch, Klan… Który z tych numerów najbardziej cię powalił?

Jest duży. Bloch to był dobry temat przed Święcickim, żeby wprowadzić w ogóle bardziej kosmiczny klimat. Każdy temat kroniki narzucał pewną ilustrację dźwiękową – wiadomo, że inaczej była opisana wyprawa na księżyc, a inaczej spotkanie spółdzielców lub partyjne wydarzenie. Po pewnym czasie nauczyłem się, jakie wybierać kategorie, żeby muzyka była ciekawsza. Najmniej ciekawe ilustrowane były tematy polityczne. Jakieś kolejne zjazdy PZPR, sprawy omawiane na forum – czysto ilustracyjna muzyka. Teraz to nazwalibyśmy muzyką z windy, wręcz bezbarwną. Tematy społeczne okazywały się tymi z największym pazurem – miały jakiś dramat w tle. Pamiętam jedną kronikę z 1982 albo 1983 roku, gdzie była jakaś sprawa na Ursynowie. Świetny numer, ale nie zdobyliśmy tego kawałka.

Jak długo powstawały Kroniki Filmowe. Polish Library Music 1963-78?

Dwa lata. Od samego pomysłu do wydania były to dwa lata.

Okej, a czy macie pomysł już na następny projekt?

Jeszcze nie rozmawialiśmy na ten temat. Niedługo pojawi się winyl, więc teraz najbardziej na to czekam (śmiech).

To trochę inaczej – czy jest jakaś szansa na inne kompilacje w GAD Records z waszym udziałem? Np. moglibyście pogrzebać w jakiś archiwach Andrzeja Korzyńskiego.

Szansa jest. Duża (śmiech). Korzyński to kopalnia dobrej muzyki. Michał Wilczyński już trochę udostępnił jego twórczość, tak jak Finders Keepers Andy Votela, które wcześniej wydało jego utwory. Wszyscy dużo zrobili dla promocji Andrzeja Korzyńskiego, zwłaszcza Votel, który ma globalną markę. Sam Andy to świetny facet. Dostałem od niego siódemkę na Record Store Day w Warszawie (śmiech).

Gdybyście mieli nieograniczony dostęp do muzycznych zasobów, to jak wyglądałaby wasza wymarzona kompilacja?

Ciężko powiedzieć, bo nie do końca wiadomo, co się znajdzie. Często jest tak, że nieoczekiwane rzeczy rozkładają na łopatki.

Jak Kroniki… (śmiech) Masakra (śmiech).

Aż tak? Super.

Tak. Te cztery funkowe części są dobre, zwłaszcza dwójka. Why Not Samba – Hot Coctail Of Tropical Grooves From Cold War PolandOff Season… są super. Kroniki… to jednak kosmos.

One są ciekawe, bo miały główny temat. Nie muzyczny – istniał sam fakt muzyki ilustracyjnej. To daje duże pole do popisu. Ta muzyka jest bardzo różna: od współczesnej, przez ludową i jazz, a na psychodelicznym rocku kończąc. Staraliśmy się pewne rzeczy pokazać, ale niektóre z nich nie do końca nas pociągają i interesują. Nie było założenia, że naszym tropem jest konkretny gatunek. Jeśli znalazłeś coś interesującego, coś, co cię rusza, to zapisz to.

To może jest konkretny temat, w który moglibyście się zagłębić? Coś podobnego do Sondy. Muzyki z Programu TV czy muzyki baletowej, czyli Rivalen Jerzego Miliana.

Jerzy Milian… Temat zupełnie aktualny, bo niedawno zmarł. Nagrał masę rzeczy i myślę że nie znamy nawet połowy tego, co w swoim życiu stworzył. Rozmawiałem z panem Jerzym i on jeszcze przy pomocy Iwony Thierry z Polskich Nagrań, wysyłał nam rzeczy, które wychodziły w NRD. Chciał je wydać itd. Wczoraj Envee, pokazał mi płytę, o której istnieniu nie wiedziałem w ogóle. Płyta wydana w Niemczech, na której są sami polscy kompozytorzy. To się nazywa Musik Für Schöne Stunden Orchester Dave Martin. Ktoś to wszystko ładnie spiął. Są tam kompozycje Jerzego Miliana, Marka Ałaszewskiego, Jerzego Wasowskiego, Piotra Figla. Nie wiedziałem o tym. Takich płyt jest masa.

Milian również nagrywał z belgijską orkiestrą. Stratus Nimbus wydał GAD Records.

Jasne. Korzyński też dużo robił. Dużo tego było, ale nie były to płyty, które trafiały pod strzechy. To były płyty dedykowane osobom, które zajmowały się opracowaniem filmów, audycji itp. Bardzo ciekawy temat.

Jest kilka tematów, które mnie bardzo ciekawią. Była taka grupa ELAR-5. Wyciekł ich jeden numer i pojawił się na kompilacji Working-Class Devils. Za wyciekiem musiała stać osoba, która miała dostęp do archiwów Polskiego Radia. Oni nigdy nic nie wydali oficjalnie. Był jakiś ban na nich, czy co? Wiem, że ELAR-5 zarejestrowali 8 numerów dla Polskiego Radia. Teraz pytanie, czy te numery jeszcze gdzieś są? Może znajdują się we wrocławskim oddziale radia, bo pochodzili z Wrocławia? Część muzyków z tego zespołu tworzyła potem grupy Romuald i Roman oraz Nurt. W ogóle tamta scena była bardzo ciekawa.

W latach 80. Wrocław miał mocną scenę punkową i reggae.

Tak. W ogóle jest bardzo dużo ciekawej muzyki z Polski. Spinając to wszystko klamrą… Nie zapomnę, jak kolega, który pisał do różnych czasopism, dostał sampler na CD. Sonar Kollektiv, zanim jeszcze Jazzanova zrobiła swoje Polish Jazz, na swojej płycie umieścił utwór „Wśród Pampasów”, które otwierał składankę. Zaznaczono, że znajdzie się również na kompilacji Jazzanovy. Jak tego słuchałem, to nie wierzyłem, że jest to z Polski! „Kto to jest Jerzy Milian, przecież ja nie słyszałem o tym człowieku!” – tak wtedy mówiłem. Kompletnie mnie to pochłonęło. Tak, że może to miało wpływ na to, co robię teraz (śmiech).

Pamiętam też, że mocno zwróciłem uwagę na Andrzeja Korzyńskiego, jak obejrzałem film „Człowiek z Marmuru”. Wtedy też jakaś enigmatyczna wytwórnia z Chicago wydała jego muzykę filmową. Były na niej tematy z „Człowieka z Marmuru”, „Człowieka z Żelaza”, „Brzeziny” i chyba „Polowania Na Muchy”. Kilka wybranych utworów. Nie pamiętam, jak nazywała się ta wytwórnia, ale jej nazwa brzmiała na typowe lata 90., czyli jakiś „Polex Records” (śmiech). Śmiesznie, ale płyta była ładnie wydana.

To było niesamowite, nie spodziewałem się, że takie rzeczy można w Polsce robić.

Jakie rzeczy nagrywał! Synthpop, prog rock, jazz, muzyka filmowa.

I Studio Rytm! Chyba też Tajfuny, ale nie jestem tego pewien. Też dobry temat do zgłębienia – „W Rytmie Jamajka Ska” – Tajfuny grały, Alibabki śpiewały. Wyobraź sobie, że w 1965 roku muzyka, która ledwo co wyszła z Karaibów, była już u nas (śmiech).

P.Unity podejmie się próby zagrania muzyki z kronik 24. marca w SPATiFie. Da się je zagrać na żywo?

Widziałem już trochę i wiem, że się da (śmiech). P.Unity to w ogóle super zespół. Utalentowany z ciekawym podejściem. Bardzo podoba mi się to, że są tak bardzo zaangażowani w to, co robią.

Kroniki Filmowe. Polish Library Music 1963-78 kupicie tutaj, do czego zachęcam. Pozycja obowiązkowa. Więcej informacji o imprezie „P.Unity gra Kroniki Filmowe”, na którą oczywiście zapraszam, po kliknięciu w plakat. Sobota, 24. marca, godzina 19:00.

Zdjęcie główne/main photo: Marcin GrabskiZapiszZapiszZapiszZapisz

ZapiszZapisz

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *