Trzy paski. Trzeba Było Zostać Dresiarzem – recenzja

Ten Typ Mes - Trzeba było zostać dresiarzem

„Dresy przyszły ze wschodu / nie z Ameryki i nie z zachodu” – cytat z Dezertera w mniejszy, czasem większy, sposób oddaje ducha tej płyty.

Czasami odnoszę wrażenie, że Ten Typ Mes stał się ofiarą… samego siebie. Prawdopodobnie najlepszy polski raper, z najciekawszymi konceptami, z bardzo dobrym doborem beatów i ciągle niezłymi tekstami. Każdy jego nowy projekt jest przez wszystkich mocno wyczekiwany, a oczekiwania wobec niego sięgają niebotycznych rozmiarów. Wydawać by się mogło, że dla każdego – samego rapera jak i słuchaczy – jest to sytuacja idealna. Po zeszłorocznych Lepszych Żbikach sytuacja trochę się zmieniła – fani nabrali trochę dystansu do jego kolejnych produkcji.

Ja jednak nie potrafiłem zrozumieć hejtów lecących na zeszłoroczny album. Broniłem, bronię i dalej będę bronił Lepszych Żbików. Zgadzam się z teorią, że niektórzy z gości nie podołali zadaniu, ale produkcja jako całość zdecydowanie wbija się ponadprzeciętną notę w skali polskiego rapu. Stawiam, że ocena tego wydawnictwa jest taka, a nie inna, tylko dlatego, że jest to Mes. Gdyby nagrał to ktoś inny, prawdopodobnie tamta płyta znalazłaby się w zestawieniach na koniec roku na wielu stronach. A jak wiadomo, główny filar Alkopoligamii to człowiek, który przyzwyczaił do tego, że poziom jego wcześniejszych trzech płyt kasował wszystko co wychodziło w 2005, 2009 i 2011 roku. Warto jednak cofnąć się do 2013 i posłuchać utworów w stylu wczesnej Roc-A-Felli czy Puff Daddy’ego i spółki przeniesionych na polski grunt, bo to się po prostu udało.

Czasy, kiedy na coś bardzo mocno czekałem, minęły już bezpowrotnie. Owszem, jest kilka zespołów, które chciałbym usłyszeć ponownie z nową siłą i repertuarem, ale one prawdopodobnie już nigdy więcej nic nie nagrają. Kiedyś tak czekałem na nowe rzeczy w naszym rapie: od Mesa, Tetrisa czy Łony. Teraz jak coś wpadnie z chęcią posłucham i z reguły się nie zawodzę. Przecież Cztery i Pół to mistrz! Zaraz, zaraz, przecież był jeszcze Lot 2011, który mnie trochę zawiódł…

Preorder na Trzeba Było Zostać Dresiarzem zamówiłem niezwłocznie po otrzymaniu informacji o rozpoczęciu sprzedaży tej płyty. Biorę w ciemno. Słucham singli, w losowej kolejności, bo nie sprawdzałem chronologicznie. „Janusz Andrzej Nowak” zaimponował mi od razu. Pierwsza myśl to nagrania Ricka Rubina z Beastie Boys. Jestem kupiony na maksa, coraz bardziej cieszę się ze złożonego preorderu. „LOVEYOURLIFE” traktuję jako dobrą odskocznię od wszystkiego co nagrał wcześniej. Pozytywny efekt z małym „ale”. Gdybym tego nie usłyszał, nic by się nie stało, ale beat Lower Entrance’a, Polaka mieszkającego w Irlandii, potrafił skłonić do tego, żebym kilkukrotnie nacisnął „repeat” na instrumentalnej wersji.

Pod nosem uśmiechnąłem się tylko raz. „Tul Petardę” sprawiło, że zacząłem się zastanawiać czy Mes się nie pogubił i trochę nie przekombinował. Słabe, zbędne i w ogóle do mnie nie trafiające. Nie przejmuję się, pominę na trackliście, tak jak pomijałem kilka numerów z każdej jego płyty wydanej po ważnej i klasycznej Alkopoligamii: Zapiskach Typa.

Pisanie kolejnego zdania, że Mes jest świetnym raperem mija się z celem. Wszyscy tak mówią, mówię i ja. Dobry obserwator, jeden z najlepszych narratorów i punchlinerów, debeściakiem jest jednak w czymś innym. Warszawski raper jest poza konkurencją w refrenach. Te, w jego wykonaniu, wyprzedzają cały polski rap w tej kategorii o lata świetlne. To, co dzieje się w kawałkach z jego udziałem czy gościnnymi śpiewami Andrzeja Dąbrowskiego oraz Skubasa, sprawia że śpiew w refrenie nie powinien być uważany za przejaw buractwa bądź kopię plastikowego mainstreamu z Ameryki. Nawet tak proste konstrukcje jak w „Ponagla Mnie” czy „Janusz Andrzej Nowak” potrafią zaimponować. Aż dziwne, że to takie proste i mało kto stosuje podobne u siebie. Strach i obawa przed wyśmianiem przez dresiarnię? Nie ten target.

Cieszy olbrzymia różnorodność w doborze muzyki. Są cudowne, trochę przypominające soulquarianowe i undegroundowe produkcje z połowy 00’s (a’la wczesny S1), brzmienia w „Ponagla Mnie” czy „ESC”, g-funkowe „Trze’a Było”, oldschoolowe „Janusz Andrzej Nowak” i „Oni Wciąż Biegają” oraz stricte południowe „Nuda”, „Co u Żuka?”. Wszystko na najwyższym poziomie, potwierdzające po raz kolejny fakt, że raper ma też doskonałe ucho. Osobiście najbardziej cieszę się z produkcji Stony i Bonny’ego Larmesa (którego możecie kojarzyć z forum Ślizgu), które trafiły do mnie najbardziej. Przekrój stylistyczny jest imponujący i udowadnia, jak bardzo uniwersalnym raperem jest Mes, skoro potrafi się odnaleźć na każdym podkładzie.

Zrobił to i nie ma co do tego wątpliwości. Jest dobrze. Nie ma żadnego absolutnego killera (chyba że ktoś pójdzie za głosem tłumu i postawi na świetną „Ikarusałkę”), będącego ponad resztą. Owszem, „As” będzie zapewne moim faworytem, może ta „Ikarusałka” lub „W Autobusie z Cmentarza”, ale są to po prostu bardzo dobre utwory, które nie zapiszą się w historii jak np. „My”. Siłą Trzeba Było Zostać Dresiarzem jest równość. Najrówniejsza płyta Mesa, obok debiutu, z jedną małą różnicą: najnowsze wydawnictwo to jest zbiór dobrych numerów, a debiut bardzo dobrych. Przy tak równym poziomie nasuwa się pytanie: czy w przypadku tego gościa jest to wskazane? No chyba, że ktoś sobie znajdzie własny highlight, taki jakimi były dla mnie: „Widzę Szaleństwo”, „My”, „Otwarcie” czy „Na Dnie”. Wtedy nie musisz sobie odpowiadać.

Rating: 3.5 out of 5.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

2 komentarze do “Trzy paski. Trzeba Było Zostać Dresiarzem – recenzja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *