Retro #5: The Masterplan

oasis the masterplan

Do każdej mojej podróży, bliższej (częściej) i dalszej (rzadziej), jest przypisana jakaś płyta. Tą berlińską została kompilacja Gallagherów.

Są jacy są, a że są bucami, to wie każdy. Nie można jednak im odmówić tego, że Noel pisał ładne piosenki, a Liam był charyzmatycznym wokalistą. Dwie pierwsze płyty to niezaprzeczalne klasyki muzyki w ogóle i te, które na swój sposób definiowały britpop. Dla mnie jednak numerem jeden w ich bogatej dyskografii jest kompilacja b-side’ów The Masterplan. Jedyny album, jaki przywiozłem z Berlina i ten, który poznałem jako ostatni z całej ich twórczości.

Alan McGee, kiedy usłyszał tytułową piosenkę, stwierdził że jest zbyt dobra, żeby umieszczać ją na drugiej stronie „Wonderwall”. Noel podobno powiedział, że wie jaki jest jej poziom, ponieważ nie tworzy gównianych utworów. Cały ich urok. I rzeczywiście – „The Masterplan” jest jedną z najlepszych piosenek napisanych przez starszego z braci. Podobnie jak „Talk Tonight”, prawdopodobnie moja ulubiona jego kompozycja. Co oprócz tego? „Going Nowhere” najstarszy utwór tu się znajdujący, pochodzący z okolic 1990 roku. Śliczny „Half the World Away”, znany na Wyspach przede wszystkim z czołówki jakiegoś tam serialu. Mocarne „Acquiesce” i „Underneath the Sky” z obłędną partią pianina.

Oczywiście, jak to u Oasis, za dużo jest tu Beatlesów, nawet cover „I’m the Walrus” w wersji live się tu znalazł, ale można się do tego przyzwyczaić, bo… A zresztą, czy to ważne? Grają tak, jak przystało na „bossów” britpopu i klaskać trzeba przede wszystkim dlatego, że 16 lat temu zdecydowali się zebrać te cudowne kawałki na jeden longplay.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *