Podsumowanie roku 2015. 50-21

50-21

Niewielka cześć z dzisiejszych wyborów miała wielkie szanse na to, żeby znaleźć się jeszcze wyżej. Z różnych powodów, znanych oczywiście tylko mojej osobie, pozostały na miejscach 50-21. Bywa.

50. Onoe Caponoe Voices from Planet Cattele

Zdecydowanie jeden z najtrudniejszych albumów, które trafiły do mnie w tym roku, ale też jeden z tych, które po „rozpracowaniu” chwytają. Znowu na liście pojawia się album wydany przez High Focus, które w tym roku dostarczało praktycznie same dobre płyty, natomiast w przeciwieństwie do tego faktu po raz pierwszy pojawia się tutaj Jehst („Jehst is actually the Lord of darkness and wrote one of the cleverest blasphemic rap verses ever, casually in under 10 minutes then levitated”). Najważniejszym wydaje się być jednak to, co zrobił tutaj produkcyjnie Chemo…

49. Donnie Trumpet & The Social Experiment Surf

Z Acid Rap mam cały czas problem, natomiast Surf ujęło mnie od pierwszego przesłuchania. Oczywiście nie ma najmniejszego sensu porównywać tych dwóch projektów, bo to zupełnie inne rzeczy, ale jeżeli miałbym wybierać jedno dzieło Chance’a to mój wybór by padł właśnie na te nagrane z The Social Experiment. Bardziej acid od samego jazzu, ale wystarczająco jazzowe, żeby też o acid zapomnieć.

Czy jakoś tak.

48. Pillars of Eternity

Wiedźmin 3 jest hołdem dla całego gatunku cRPG, natomiast Pillars of Eternity jest tym samym, ale dla staroszkolnych klasyków. Ukłon developerów w stronę graczy i starych mistrzów pokroju Richarda Garriotta. Wiecie, z tą grą jest jak z niezbyt piękną kobietą: wystarczy jej dusza, mądrość oraz inteligencja i kochasz ją ponad życie.

47. Rozpad Slums Attack

Jeden z moich kolegów – Rafał Samborski (Interia/Palmercośtam/Tarnowskie Góry/sklep z lokalnymi piwami), stwierdził że w ogóle go to nie obchodzi. Jakoś mnie to nie dziwi, ale tak naprawdę skończył się bardzo ważny rozdział w historii polskiego rapu. Nigdy za nimi szczególnie nie przepadałem, ale chyba do samego końca będę pamiętał premierę… Najlepszą Obroną Jest Atak. Szczegóły pozostawię sobie.

46. Kościey T.W.B. Era

Nie znam Andrzeja, który nie jest bardzo spoko gościem (chociaż książki Budy mogą dla niektórych rodzić wątpliwości), ale nie wiem czy najlepszym w tym roku z nich wszystkich nie był Kościey. T.W.B. Era jest z gatunku tych, których nie da się nie lubić, bo sam „głównodowodzący” jest tutaj ponad wszystkim. Całkiem znośne beaty giną w potoku spostrzeżeń cwaniaka. No, naprawdę zajebisty album.

45. Roszja i Jot „Nowy Dzień, Nowy Problem”

Roszja, Jot i Magiera postanowili wrócić do starych czasów i nagrali taki oto kawałek. Nie wiem czy w tym roku był lepszy freetrack/zwiastun w polskim rapie.

44. Powrót DJ-a Buhha

Słuchałem po Nowym Roku, bo przecież nikt normalny nie będzie czekał na nowego Buhha (przynajmniej nie w 2015) o 23:59 w Sylwestra. Powrót na plus, ale najważniejszą rzeczą jest sama idea tego przedsięwzięcia. Odkupienie po cienkim Vanillahajs.

43. Add-2 Prey for the Poor

Patrzą na chicagowską scenę bardzo często zapomina się o tej jej konserwatywnej części, a jedną z najjaśniej świecących person z tamtego polskiego miasta jest Add-2. Konsekwentnie budujący swój wizerunek od lat nagrał w końcu LP z prawdziwego zdarzenia z masą celnych obserwacji na typowych khrysisowych (ponad połowa podkładów) beatach. Ja wiem, że jest tutaj ten zamulacz 9th Wonder, ale podołał, a wraz z nim cała reszta. Być może najbardziej amerykański album 2015, cichaczem puszczający oczko w kierunku undergroundowych produkcji z lat 2004-2010. Klasa.

42. Kobiety Podarte Sukienki

Kobiet nie da się nie lubić, tak samo jak Kobiet, więc logicznym jest, że Nawrocki i spółka musieli się tutaj znaleźć. Sorry, ale dziwnym by było, gdyby prawdopodobnie ulubiony polski zespół został gdzieś tam z tyłu. Zajebiste jak zwykle.

41. Wzrosty sprzedaży płyt winylowych

Non stop to samo i nie to, żebym winylami się jakoś bardzo jarał, mimo że trochę mam tego towaru, to jednak cieszy.

40. Legendarny Afrojax Przecież Ostrzegałem

Materiał miałem na długo przed premierą i mnie z miejsca ujął swoimi antagonizmami. Coś innego jak Afro Kolektyw, ale dalej wymagający czegoś więcej jak dystansu do wszystkiego. Raz, dwa. Jeżeli kiedykolwiek zapisze się w historii polskiego hip-hopu, to tylko i wyłącznie pod tym samym względem co Małe Miasta, ale z jedną maleńką różnicą. Grupa niedocelowa będzie o tym pamiętać zawsze.

39. Vito „Electric Applebum Tribute”

– Cześć, mam na imię Dawid. Chciałbym cię poznać. Wydajesz się bardzo interesującą dziewczyną.

– Jestem Bonita. Miło mi cię poznać, Dawidzie.

Mija trochę czasu, cały czas bajera, jest całkiem nieźle. MOŻE COŚ BĘDZIE.

– Zajmuję się kilkoma fajnymi rzeczami, z chęcią ci o nich opowiem.

– O, mów proszę!

– Jestem kibicem Wisły Płock i Tottenhamu. Zdarza mi się słuchać polskiego rapu.

– Aha… Wiesz co, przypomniałam coś sobie. Muszę iść, miło było mi cię poznać. <Bonita zaczyna się krzywić na zainteresowania Dawida, odwraca się i odchodzi)

Jeden z najlepszych klasycznie brzmiących utworów ostatnich lat w polskim rapie. Cudo z kilkoma folloupami, które nie pozwalają się nie uśmiechnąć pod nosem. Asy, proszę was, nagrajcie chociaż epkę.

38. a Cat Called FRITZ Tribulations and Life

Francja, półroczna hip-hopu szkoła,
Kumple, budowla i muza dookoła mnie.
Rok 2015, tu się zaczyna muzyczna lawina, tworzy się klima,
I powstaje Tribulations and Life pierwsza płyta.
I Polska usłyszała – „a Cat Called FRITZ wszystkich wita was”. Tak to było.

37. M.E.D. / Blu / Madlib Bad Neighbor

Niedawno wróciłem sobie do Classic M.E.D.a i… ale to jest zajebista płyta. Nie mam pytań. Niewiele słabsze jest Bad Neighbor, gdzie spotyka się 2/3 składu obecnego na dziele z 2011 roku. Madlib mistrz jak zawsze, Medaphoar to niedoceniona klasa od zawsze, a Blu pokazuje, że mogę go lubić. Takie mainstreamowe podziemie to ja szanuję.

36. Mr Krime & DJ Plash One Stuck in (E)motions

Chyba najlepszy polski mix, który został stworzony przez osoby związane z polskim hip-hopem w minionym roku. Rapu tutaj nie ma, ale jest dużo tego, z czego powstał i dzięki czemu się rozwinął. Obowiązkowo do sprawdzenia i kupienia.

PS

Kiedyś se tam leciało, a ja tańczyłem.

35. Roots Manuva Bleeds

Zdecydowanie najlepsza produkcja Manuvy od czasów Run Come Save Me. Przez te 14 lat działy się u niego rożne rzeczy, aczkolwiek projekty nie schodziły poniżej pewnego poziomu. Bleeds w porównaniu do nich jest prawdziwą bombą. Król powrócił, a pomoc m.in. Four Teta i Adriana Sherwooda przy tworzeniu zadymionych i syntetycznych dźwięków okazała się nieoceniona. Weteran z energią i mądrością, której młodzi mogą zazdrościć.

34. Akua Naru The Miner’s Canary

Nie lubię kobiecego hip-hopu i nie chodzi tutaj o jakieś szowinistyczne podejście, ale liczba raperek, które zbliżają się (lub nawet prześcigają) poziomem rapowania do facetów jest naprawdę bardzo mała. Nie oznacza to jednak, że np. takie Return of the B-Girl T-Love nie może być dla mnie jedną z najlepszych płyt wszech czasów.

Przeciw mojej tezie wychodzi Akua Naru ze swoim The Miner’s Canary. Może zbyt dużo tutaj Bahamadii, ale lepiej że wzorem jest właśnie ona, a nie jakaś różowa siksa ze zbyt dużym tyłkiem. Być może najbardziej soulquarianowe dźwięki tego roku ujmujące za każdym razem tak samo. Piękny i mądry album.

33. Vince Staples Summertime ’06

Vince nie ujął mnie od razu, ale w końcu dałem się wciągnąć w pasjonującą historię. Dla wielu płyta znacznie lepsza i ważniejsza od To Pimp a Butterfly. Dla mnie przesadzają, ale z drugiej strony przecież „33” jest wyżej od „#”. A nie, sorry.

32. Ptaki Przelot

Oprócz tego, że jest to genialna płyta z wybitnym „Deszczem”, to jednak to powinno być coverem.

ptaki przelot lp

31. Pikseloza

Najlepszy polski magazyn o grach… ever? Po skandalach związanych z „Secret Service” chyba nikt nie spodziewał się, że „Pixel” będzie aż tak kozackim sztosem. Raj dla takich retro maniaków jak ja i drugie czasopismo regularnie kupowane przeze mnie, które zawsze trzyma poziom. Dziwnym trafem obydwa są o grach.

30. Stig of the Dump Kubrick

O ja pierdolę. Popatrzyłem na okładkę I stwierdziłem, że muszę to mieć, nawet tylko dla niej. Skończyło się tak, że najpierw posłuchałem, bo nie mogłem dostać, ale… Album powalił mnie na łopatki. Cała otoczka (brawa za plakaty, które można dostać m.in. tutaj), udział Jehsta i Mr Thinga oraz cała ta mieszanina klasycznego rapu z nowocześniejszą formą. Tegoroczne podium w hip-hopowym UK.

29. Transatlantyk

Nie ma ani jednej wytwórni, która skupiona jest w głównej mierze na hip-hopie i przemawiałaby do mnie w chociaż 80%. Takich problemów nie mam z Transatlantykiem, za którym stoi Zambon. Aktualnie jest to mój ulubiony label i wszystkie, dosłownie wszystkie, materiały które ukazały się pod szyldem z kotwicą są co najmniej genialne z genialnym Polo House na czele.

28. Deep88 & Melchior Sultana Playing Without Moving

Jedna z tych płyt, wobec których żałuję że nie napisałem recenzji czy w ogóle jakiegokolwiek tekstu. Owszem, na fanpage’u pojawiały się raz na jakiś pojedyncze utwory z tego oldskulowo brzmiącego house’owego dzieła, ale to jest stanowczo za mało. Album Włocha i Maltańczyka był moim soundtrackiem całej wiosny minionego roku i już do końca życia będę pamiętał te wszystkie ważne momenty, w których mi towarzyszył. Korespondencja z samym Deepem też była niczego sobie, a i sam siebie muszę pochwalić – nie dałem sobie wkręcić kolejnego egzemplarza. Heh, za darmo chciał mi go dać.

27. Paul White „Running on a Rainy Day (Paul White’s Seagull Mansion live version)”

Ten cały 2015 to też minął mi na zaniedbywaniu formy fizycznej. We wrześniu przestałem chodzić na siłownię, bo mi się odechciało (w pierwszy poniedziałek października miałem wrócić, ale wracam w ten wypadający 11 stycznia. Chyba). Nie pamiętam, kiedy ostatni raz biegałem, ale przynajmniej w piłkę trochę pokopałem.

Pamiętam jednak jeden z joggingów. Wyszedłem, że zrobić sobie małą przebieżkę i po kilkuset metrach zaczęło padać. Właśnie wtedy w słuchawkach grało „Running on a Rainy Day”. Właśnie przez to ten kawałek Paula White’a jest moją idealizacją soundtracku wszystkich aktywności fizycznych. Kto wie czy nie był to też najczęściej zapętlana przeze mnie piosenką w całym roku. No i znakomicie sprawdza się jako tło dla Alexa Bellosa i jego Futebolu.

26. Budapeszt

Oczywistym jest, że to miejsce musiało się tutaj znaleźć. Moje ukochane miasto na świecie, które musiałem ponownie odwiedzić. Bez meczów, bez muzyki, ale z ilością alkoholu zdecydowanie ponad normę w konkretniej grupie osób, więc wyjątkowość tego wypadu obliguje go do znalezienia się na tak wysokim miejscu. Aha, i te nocne zwiedzanie śródmieścia i widok muralu z Puskasem i spółką w świetle latarni to coś więcej jak kolejny artykuł z jakiegoś „Przeglądu Sportowego” o Złotej Jedenastce. Kiedyś będę tam mieszkał.

25. Boogie The Reach

Dobrze, że jest ten Datpiff, bo gdyby nie on, to być może bym pominął jeden z najlepszych materiałów w amerykańskim rapie w tym roku. Już Thirst 48 było zajebiste na maksa, ale The Reach wznosi samego Boogiego na jeszcze wyższy poziom. Absolutna czołówka bez potrzeby rozbijania rapu i produkcji.

24. Deep88 Berlinaric EP

Nie spodziewałem się, że Włoch jeszcze mnie zaskoczy w ostatnich miesiącach, ale jak widać udało mu się to. Mało tego, z nawiązką, bo nie wiem czy Berlinaric EP nie jest najlepszym materiałem nagranym przez niego w ogóle, spokojnie bijącym na głowę Playing Without Moving. Nie wiecie czego się spodziewać? Spójrzcie na grę słów w tytule i wszystko staje się jasne.

23. Śmierć w dyskotece

To jak będzie w końcu z tym The Very Polish Cut Outs? Lepiej, żeby jeszcze było, a jeżeli jednak już nie będzie to odnotujemy olbrzymią stratę dla całej polskiej muzyki. Nie wiem tylko czy absolutny koniec Fonoteki nie jest gorszy… Ja płaczę.

Zbiory polskich utworów w swoich najpiękniejszych formach oraz tych poddanych „obróbce” tworzyły dwa unikatowe przedsięwzięcia. Z jednym nic nie wiadomo, bo może skończą się tylko polskie edity, z drugim pożegnanie jest definitywne (przynajmniej w takiej formie jaką znamy)…

22. Tottenham Płock

Dwa ukochane kluby fundowały mi w tym roku niezłą karuzelę z nastrojami.

W przypadku tych pierwszych awans był na wyciągniecie ręki, ale po frajersku się to nie udało. Wielka szkoda, tym bardziej że taka Termalica całkiem nieźle sobie radzi w Ekstraklasie i być może za kilka miesięcy dane będzie Wiśle grać z nimi na najwyższym szczeblu. Jesień udana, wiosna zapowiada się też nie najgorzej, więc można mieć nadzieję na promocję.

Ciekawiej jest natomiast ze Spursami. Poprzedni sezon był standardowy w ich wykonaniu, teraz jest trochę lepiej. Gra jest poprawiona, ale odnoszę wrażenie, że szanse na podium rosną proporcjonalnie do fatalnej formy Chelsea. A tak w ogóle Dele Alli to top10 w lidze.

21. Londyn

Byłem w tym roku dwa razy. Ten pierwszy wyjazd wspominam trochę lepiej, bo byłem na meczu Tottenhamu z Leicester (4:3, trzy brameczki Kane’a, Wasilewski na murawie), więc powiedzmy, że to był taki punkt kulminacyjny marcowej eskapady. Doszła do tego też Phonica i inne sklepy płytowe. Drugi, październikowy, niemalże bliźniaczy, ale bez meczu na stadionie, który został zastąpiony pubem. Pierwszy raz to pierwszy raz, więc wiecie sami… Wspominam bardzo dobrze, zwłaszcza nocne eskapady, o których jednak nie wypada mówić publicznie.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

2 komentarze do “Podsumowanie roku 2015. 50-21”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *