Podsumowanie 2018 roku: miejsca 20-11

Zabawa zaczyna się na poważnie, bo rap wygrywa 9:1.

Zabawa zaczyna się na poważnie, bo rap wygrywa 9:1.

20. Pusha T Daytona

Najlepszy z tych, których od dawna bierze się pod uwagę w zestawieniach najlepszych MC’s, a na sam koniec okazuje się, że przez jakieś niedopatrzenie lista jest niekompletna. Ktoś zapomniał na niej umieścić Pushę, a to przecież już prawie GOAT, który nigdy nie zawiódł i w niewiele ponad 20 minut wykrzesał esencję własnego ja. Czego? Najlepszego rapu, który łączy stare z nowym w sposób, o jakim półemeryci mogą co najwyżej pomarzyć. Oczywiście rap jeszcze więcej zyskał mając doskonałe tło. I po raz pierwszy można napisać bez jakichkolwiek wątpliwości – w końcu znalazł się ktoś, kto nie tylko dorównał The Neptunes, ale i uniósł ciężar stworzenia perfekcyjnych beatów dla rapera. Najważniejsza postać 2018 roku, czyli Kanye West, znowu sięgnął szczytu. Sorry, Drake.

19. Travis Scott Astroworld

Co jeszcze można napisać o płycie, o której powiedziano w zasadzie wszystko? Ameryki raczej nie odkryję – Astroworld jest wielkie, czemu dowodzą chociażby „Sicko Mode” i „Yosemite”. Przy okazji chyba utwierdziłem się w przekonaniu, że na podium najważniejszych postaci w rapie w tej dekadzie, umieściłbym raczej Travisa, a nie Future’a.

18. Jazxing Moon Call EP

Wielokrotnie wspominałem, że jestem niemalże psychofanem polo house i baltic beat. House w rodzimym wydaniu przemawia do mnie niemalże w stuprocentach, więc nie zwlekałem ze sprawdzeniem Moon Call EP. Nie spodziewałem się jednak, że Jazxing nagrają coś większego niż „Harlem Ballroom”, który to znalazł się na tej genialnej kompilacji. A jednak się udało i to z nawiązką, bo ta krótka EP-ka wcale nie zmusza do kręcenia tyłkiem, ale do relaksu z lampką dobrego wina. I po tym poznaje się wielkość tego krótkiego, maksymalnie treściwego wydawnictwa będącego perłą w katalogu niedawno powstałego labelu Polena Recordings.

17. Klarenz Poza

Czerwony Dywan Palucha był jednym, wielkim jebaniem celebrytów, pozerów i fejków. Klarenz do tego wszystkiego dokłada… zdwojoną moc. Co go nie frustruje na tych świetnych beatach? Mocarna, gorzka i brudna płyta, którą reprezentant bydgoskiej sceny pięknie podsumował tymi słowami: – Nie podoba mi się wiele rzeczy zarówno naszym rapowym kurwidołku, jak i ogólnie w społeczeństwie. Nie obawiam się utracić słuchaczy, wolę być „jakiś” niż „przeźroczysty”, dlatego o tych sprawach mówię. I za to szacun, bo prawdziwość dla gry coś jeszcze w dzisiejszych czasach znaczy. Więcej tutaj.

16. Kali V8T

O losie, gdyby ktoś mi jeszcze kilka lat temu powiedział, że jedną z najczęściej słuchanych przeze mnie płyt w ostatnich miesiącach będzie dzieło Kal(i)ego, to parsknąłbym śmiechem. Jednak tutaj nie widzę powodów do żartów i szydery. Szczery, dobrze wyprodukowany (osobne propsy dla Flvwlessa) i bez burackich, dresiarskich wersów krążek, który jest dobrym świadectwem ewolucji rapera. Postaci, której daleko do kompletnego MC, ba, bliżej nawet przeciętnego nawijacza, ale za to takiego, który przyciąga. Fantastyczna pozycja tylko z jednym koślawym numerem („Opary”), która bardzo często była na mojej rotacji. Więcej znajdziecie tutaj.

15. Tuzza Fino Alla Fine

Cały czas mam wiele sympatii do Interu Mediolan. Daleko mi do ultrasa nerazzurri, ale koszulki Tuzzy – #juve – skutecznie przypominają o wielkich derbach Italii. I niestety dla mnie, Ricci i Benito wychodzą z tej bitwy zwycięsko, w ostatniej akcji meczu strzelając zwycięską bramkę. Piłkarskich analogii można szukać jeszcze więcej – spokojnie, przestrzennie, bez wielkiej techniki, ale z wyrachowaniem. Prawdziwe calcio, które przypomniało o starej, włoskiej szkole wyczekującej przeciwnika. I poczekali aż do grudnia, mieszając w kilku zestawieniach. No elo, oszczędna gra na 1:0 popłaca, a mając za plecami Jacona czy Worka, dwóch rozgrywających czuje się o wiele pewniej.

14. Noname Room 25

Panie dorównały mężczyznom, bo przecież nie tylko Nicki Minaj i Cardi B radziły sobie znakomicie. I nie, nie mam tu na myśli równouprawnienia, bo daleko mi do dyskusji o poprawności politycznej. Raperki w minionym roku były naprawdę dobre i mimo, że nie jestem wielkim fanem femcees, to uważnie śledziłem, co mają do powiedzenia. Najlepsza była Noname, której Room 25 brzmi jak podrasowane produkcje Akuy Naru. Trochę Native Tongues, dużo sympatii do The Misseducation of Lauryn Hill i ostatecznie dostaliśmy wielki album.

13. Black Milk Fever

Jeśli brud kiedykolwiek był piękny, to na pewno miało to miejsce na If There’s a Hell Below No Poison No Paradise. Przerażające opisy umierającego miasta idealnie korespondowały z osławionymi już bębnami producenta i rapera z Detroit. Teraz jest spokojniej, znacznie ciekawiej i głębiej. Black Milk ciągle poszukuje, sprawdza korzenie i wraz z grupą genialnych muzyków (m.in. Chris Dave, Daru Jones i Malik Hunter) nagrał najlepszą, prawdziwie czarną płytę roku będącą jednym, wielkim hołdem dla kultury afroamerykańskiej.

12. Kaz Bałagane Chleb i Miód

O ile Książę Nieporządek sprawia mi trochę problemów, to żadnych zarzutów nie mam do Chleba i Miodu. Taco Hemingway w wersji hard (lol), najlepsze obserwacje Bedogie ever, kosmiczne beaty i fatalnie wypadający przy gospodarzu goście. I gdyby nie oni, to byłby to mój ulubiony materiał Kazka. Tymczasem wracam do „Filmu”, „Pięknego Snu”, „Alvaro” i „Nowego Miodu”. Więcej (a nawet mniej) w tym miejscu.

11. Borixon Mołotow

Co ty, kurwa, chcesz od ziomka, skoro Rekin od lat nie zawodzi, a i na Gangu Albanii przecież położył kilka niezłych zwrotek? Na Mołotowie przeszedł samego siebie – nie dość, że nagrał najrówniejszy materiał w swojej bogatej karierze, to w dodatku po raz kolejny pokazał młodszym, jak powinno się rapować na nowoczesnych beatach (check „Weedbanger”, gdzie „ojciec” pokazuje swoim „pociechom” jak to się robi). Już bez nachalnej mobbynowej naleciałości (ale propsy za „Djengi”!), co z perspektywy czasu należy traktować jako zaletę, ale za to z pełnymi gracji retrospekcjami („Nic”!) i rozkminkami („Co Ty Kurwa Chcesz Od Ziomka”). Życzę najlepszych kijów do golfa, dresów Lacoste’a, djengów i złota tyle, co na okładce prawie najlepszej polskiej płyty 2018 roku.

Intro podsumowania tutaj.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

4 komentarze do “Podsumowanie 2018 roku: miejsca 20-11”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *