Podsumowanie 2014: 20-11, czyli prawie im się udało

2011

W niektórych przypadkach było naprawdę bardzo, bardzo blisko. Prawie finałowa dziesiątka.

dead man funk 2

20. Dead Man Funk Instrumental Album Vol. 2

Chcielibyście wiedzieć kim jest ta dwójka, co? Nie, nie. Nie ma tak łatwo. Skupcie się lepiej na muzyce, którą duet pod szyldem Dead Man Funk serwuje wszystkim tym, którzy tęsknią za 1994 rokiem. Fantastyczny powrót do esencji i tego co w hip-hopie najważniejsze – pasji. Takiej, która ma swoje odbicie i przełożenie na każdej możliwej płaszczyźnie. Wydanie, sample, beaty, mix, skrecze itd. Czy czegoś mi brakuje? W żadnym wypadku. Idealnie skrojona rzecz dla przyzwoitego rapera, tylko weź tu znajdź takiego. Poziom międzynarodowy, a nawet więcej, na który wydałem promocyjnie… niecałe 2 zł. Szkoda tylko, że mamy styczeń i już praktycznie wszyscy o tym zapomnieli. Life’s a bitch jak u Nasa, a to też rocznik ’94.

PS4

19. PlayStation 4

W końcu kupiłem nową konsolę, ale tylko w perspektywie zbliżającej się premiery trzeciego Wiedźmina. Niestety, datę wydania zmienili kilka dni po moim zakupie, ale jak to mawiał klasyk: nic nie zrobisz. Nie żałuję jednak, bo spędziłem kilkadziesiąt godzin w Kyracie (o, tak było), pochodziłem trochę w Thedas i to by było na tyle. Sprzęt bardzo fajny ze świetlaną przyszłością, ale najważniejsze dla mnie będzie to, czego nie dała mi ani PS2, ani PS3. Rozsądnego wydawania pieniędzy na gry. W tym roku tylko Wiesław, MGS i Uncharted 4. Chyba…

polska

18. Polska > USA

Pierwszy rocznik w historii rapu, w którym wyżej stawiam rodzimy hip-hop ponad ten ze Stanów. Kolejny paradoks jak z Popkiem czy Borixonem (o którym wspomniałem w poprzedniej części), ale takie są fakty. W żadnym wypadku nie zmieniam preferencji, bo trzeźwo i logicznie patrząc, nasza scena jako całość jest sto lat wiadomo za kim (no racism), i mimo że sama w tamtym roku jakoś specjalnie nie zaimponowała, to jednak o wiele bardziej przykuła moją uwagę jak ta zza oceanu. Serio, w USA był to naprawdę nędzny rok, raptem kilka płyt zasłużyło na większe uznanie (ten już się zaczął lepiej: Bada$$ i Lupe Fiasco), a jeśli w czołówce stawiamy tak poprawne rzeczy jak Hell Can Wait, to znaczy że coś tu jest nie halo. U nas też nie było różowo i za kilka lat będziemy mieli problemy z wymienieniem chociażby 10 świetnych płyt z obu krajów. Ja już teraz mam problem, żeby zebrać taką ilość, zwłaszcza stamtąd.

context mc

17. Context MC

Najlepszy brytyjski raper, jakiego słyszałem w ostatnich miesiącach. Wszystko co wydał, ten pochodzący z Norwich koleżka, w poprzednim roku mi się cholernie podobało. Podobnie jak w przypadku Real Lies towarzyszył mi podczas nocnych miejskich eskapad i powrotów do domu. Epki czy pojedyncze utwory sprawdzicie na jego Soundcloudzie i ostrzegam – zarażają. Karierę zaczynam śledzić bardzo uważnie, niedawno pojawił się nowy utwór nagrany razem z Great Skies, który został też obdarowany porządnym klipem. No i wielki props za casualowe podejście do tematu, czego daje wyraz dość często. Mogą być z tego wielkie rzeczy, ale póki co dmucham na zimne.

Blitz the Ambassador Afropolitan Dreams

16. Blitz the Ambassador Afropolitan Dreams

Tomasz Hajto napisał kiedyś na Twitterze bardzo fajne słowa – „jebnęło cię turbo”. Mogłoby one się odnieść do mojej skromnej i nikogo nie obchodzącej osoby kilka miesięcy temu, kiedy to chciałem przyznać Afropolitan Dreams na swoim Rate Your Music maksymalną ocenę pięciu gwiazdek. Na szczęście się opanowałem i z każdym odsłuchem mój zapał ku temu malał, aż ostatecznie się zatrzymał na gwiazdkach czterech. Niżej już nie zejdzie. Dlaczego tak, a nie inaczej? Ponieważ jest to świetna podróż przez amerykańskie ulice z afrykańskim imigrantem poszukującym siebie i celu. Mocna, chwytająca za serce produkcja z naleciałościami muzyki z czarnego kontynentu. Być może najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek nagrał ten Ghanijczyk z pochodzenia. „One Way Ticket” i „Dollar and a Dream” jednymi z utworów roku.

mamut

15. Fisz Emade Tworzywo Mamut

Mówiłem już o tym nieraz, ale Mamut jest najlepszą płytą Waglewskich od czasu wydania F3 (spokojnie bije na głowę Piątek 13). Fisza znowu da się słuchać, Emade znowu sięga szczytów nieosiągalnych dla większości polskich producentów. Znakomita wypadkowa przywołanych przeze mnie tutaj dwóch wcześniejszych produkcji braci Waglewskich. Więcej w recenzji.

run the jewels 2

14. Run the Jewels Run the Jewels 2

Oj tam, przecież wiecie, że żartowałem w poprzedniej części podsumowania z tym, że drugie Run the Jewels to szit. Wręcz przeciwnie, bo jest to wielka płyta, o której będziemy pamiętali już zawsze. Najważniejsza i najlepsza hip-hopowa produkcja zeszłego roku. Jaram się od dnia premiery (dałem wyraz temu tutaj), na głośnikach regularnie i dzięki niej wróciłem do części pierwszej, którą kiedyś nawet trochę hejtowałem. Teraz się to zmieniło – obydwie części stawiam na równi, a i wielkie brawa dla twórców, że zdecydowali się udostępnić materiał za darmo. Fanfary dla El-Producto i Killer Mike’a.

czarnadziura

13. –

Trzynastego miejsca nie ma z prostego powodu. Może niektórzy z was są przesądni, więc idę na kompromis, a w zasadzie to ustępuje. Mogłem przecież tutaj wrzucić coś z listy rezerwowej, ale apetytu robił nikomu nie będę. Badass ze mnie.

niebieskie oczy

 

12. O, Sheila, masz piękne niebieskie oczy, więc nie odchodź

Sheila. Piękne imię. Śpiewali o tobie Ready for the World w swoje przepięknej synthfunkowej piosence. Jedynej wybitnej ze swojego repertuaru. Co z tego, że mocno kopiowała Prince’a, jak dała wyraz temu, że jesteś wyjątkowa. Być może jak nikt inny na świecie… Wiesz, że masz najpiękniejsze niebieskie oczy. Smutne, ale piękne. Jest ku temu powód. Młode dziewczyny z Say Lou Lou wiedzą jaki. Nie chciały mi powiedzieć. I wiesz co? Może to ty, więc proszę – nie odchodź. Prosił cię Liam z Noelem, zrobię to też ja. Tym bardziej, że to są trzy najczęściej słuchane przeze mnie piosenki w 2014 roku i każda mi towarzyszyła w ważnych chwilach. Faceci też płaczą, uwierz.

Źródło: papermag.com
Źródło: papermag.com

11. Pozbywanie się płyt

Nadszedł w końcu ten dzień, w którym podjąłem bardzo ważną decyzję. Zacząłem wyprzedawać swoje płyty. Ok. 400 sztuk niechcianych, niepotrzebnych, zajmujących miejsce i takich, które już mi się nie podobają, trafiło do nowych odbiorców. Dziwne to było uczucie, kiedy to lata pasji nagle zostały zmonetyzowane, ale… warto było. Pomijam fakt, że zrobiłem miejsce dla nowych tytułów, którymi sukcesywnie zastępowałem niechciany szrot, ale najważniejsze jest jednak to, że moje zbiory to teraz tylko i wyłącznie muzyka, którą lubię i kocham. Wam też radzę tak zrobić. Szkoda czasu i miejsca. Lepsze przecież nawet średnie płyty Commona czy Oasis, jak jakieś GRZ’y, Żuromy, indie popaprańcy czy inne mameje z Los Angeles.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Jeden komentarz do “Podsumowanie 2014: 20-11, czyli prawie im się udało”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *