Pete Rock da się (jeszcze) lubić

A cała siła leży w starociach.

Przyznam się bez bicia – nie spodziewałem się, że Pete Rock jeszcze powali mnie na kolana i sprawi, żebym ponownie poważnie zastanowił się nad tym, kto jest moim ulubionym producentem wszech czasów.

2019 jest dla mnie bardziej rokiem singli niż albumów. Kilka z nich wbiło się w moją pamięć na długo, m.in. ta rodzima dwójka, ale od kilku dni moim absolutnym numerem jeden jest „It’s All Good” Skyzoo i wspomnianego Soul Brothera. W przypadku tego pierwszego jest jak zwykle – nie mam żadnych zastrzeżeń i do rapu podchodzę bardziej na zasadzie wzruszania ramionami, natomiast drugi przypomniał, że powiedzenie „kiedyś to było” raczej nie wzięło się znikąd.

Bo może i dla wielu kiedyś było lepiej (ale i tak świętujmy dzisiejsze urodziny świetnego Days Before Rodeo Travisa Scotta), co w przypadku Pete Rocka udowodniły m.in. tegoroczne archiwa Return of the SP1200. Niezłe, ale i tak gdzie tym wykopaliskom do doskonałego beatu „It’s All Good”? Wczoraj, będąc jeszcze w Hradec Kralove, dowiedziałem się, że produkcja pochodzi z okresu Illmatica. Chwile absolutnej magii, które prezentują wszystko, co najlepsze u reprezentanta Mount Vernon.

Ale, ale… To nie koniec Pete Rocka. Ostatnio w moje ręce, a w zasadzie na dysk twardy, trafił bandcampowy mixtape A Guilty Soul, który popełnił DJ Invasion. Sprawa jest bardzo prosta – Guilty Simpson nawija, Pete Rock produkuje. Wszystko (a przynajmniej większość) znane, ładnie posklejane, warte pobrania, ale już nie kupna. Cedek w wydaniu slim jest dość drogi i te 10 dolarów plus wysyłka można przeznaczyć na coś lepszego. Niemniej – radzę sprawdzić.

PS

Ciągle nie lubię PeteStrumentals 2.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *