Pamięć o hip-hopolo

mezo swag

Trochę zostałem natchniony do napisania tego krótkiego, ale jakże odkrywczego tekstu. A takie demoty jak ten powyżej są głupie.

Zacznijmy zatem od małej wizualizacji dźwiękowej, która przedstawia się właśnie tak.

Myślcie sobie co chcecie, ale ten kawałek lubię od jego premiery do tej pory, mimo momentami maksymalnie banalnego i mało odkrywczego tekstu na poziomie ulicznych raperów trzeciej ligi. Słuchałem go wczoraj kilka razy pod rząd i zacząłem sam sobie stawiać pytania. Nie jest to modne, trendy czy nawet w guście bronić tzw. hip-hopolo, ale ja to zrobię. Nie całkowicie, bo aż tak głupi nie jestem, ale myślę że połowicznie na pewno. Okej, a czym jest owe zjawisko? Posłużmy się wikipedią:

Hip-hopolo – pejoratywny termin określający nagrania z gatunku hip-hop, nawiązujący nazwą do nurtu muzyki popularnej disco polo. Powszechnie błędnie określany jako gatunek muzyczny. Prawdopodobnym autorem terminu był raper i producent muzyczny Piotr „Mes” Szmidt. Wyrażenie rozpowszechniło się w 2003 roku na kanwie sukcesów wykonawców nagrywających płyty dla poznańskiej wytwórni muzycznej UMC Records. Twórczość takich raperów i zespołów jak: Jeden Osiem L, Jacek „Mezo” Mejer, Verba, Ascetoholix czy Dominik „Doniu” Grabowski, miała charakteryzować melodyjność czy brak przekazu artystycznego typowego dla polskiego hip-hopu, a wywodzącego się z kultury podziemia.

Wykonawcom hip-hopolowym towarzyszyła znaczna krytyka ze strony dziennikarzy muzycznych, miłośników kultury hip-hop oraz raperów w tym Ryszarda „Pei” Andrzejewskiego i Jacka „Tedego” Granieckiego. Hip-hopolo w powszechnej opinii miało zwiastować także koniec „prawdziwego” rapu w Polsce. Pomimo to płyty sygnowane przez UMC Records, cieszyły się znaczną popularnością, w tym: Mezokracja (2003) – Jacka „Meza” Mejera, Bógmacher (2004) Marcina „Libera” Piotrowskiego, Ósmy marca (2005) Verby oraz Wideoteka (2003) grupy Jeden Osiem L, notowane m.in. na liście sprzedaży OLiS.

Do wykonawców hip-hopolowych zaliczano także artystów związanych z wytwórnią muzyczną Camey Studio, rapera Tomasza „Tekę” Kucharskiego i zespół Trzeci Wymiar oraz Daniela „DKA” Kaczmarczyka, współpracującego przez krótki okres z wytwórnią My Music, a wywodzącą się z UMC Records”

Lada moment premiera nowej płyty Eldo – Chi. Ukaże się ona w MyMusic, które jest spadkobiercą niesławnego przecież UMC Records. Do tej pory pamiętam jeden gigantyczny hejt na warszawskiego rapera, tylko dlatego że związał się z poznańską wytwórnią. Oczywiście poziom i stylistyka znacząco odbiegały od tego, co wcześniej pod tym szyldem się ukazało, ale niesmak pozostał i mam wrażenie, że u niektórych trwa do tej pory. A w ramach przypomnienia, dodam że obok Eldoki wydawali (nie wiem czy nadal wydają) powszechnie szanowani 52 Dębiec.

Dla mnie to nie jest problem, gdzie ktoś wydaje. Ważna jest jakość nagrań. W Stanach nie ma większego problemu, żeby świetni raperzy wydawali w jednej oficynie ze słabymi i marnymi pop plastikowymi gwiazdeczkami. Tam ma się zgadzać kasa, tutaj też tak było, tylko że na stole leżały inne kwoty.

Jakiś czas temu sprawdziłem kilka wydawnictw z tego nurtu i w większości były to traumatyczne przeżycia, porównywalne do tych, kiedy zdarza mi się słyszeć najgorsze mietkowe klawisze w disco polo (a musicie mi wierzyć – jest to frapujące przeżycie). Poziom tych kilku wydawnictw był w większości dramatycznie słaby, ale taki Mezo jako raper czy Doniu jako producent spokojnie mogą być klasyfikowani w polskiej czołówce. Problemem jest tylko przynależność i środowisko, w którym się obracają. Oczywiście – nie jest to poziom najlepszych z najlepszych, ale myślę, że w takiej solidnej grupie pościgowej drugiej, a może nawet pierwszej, kategorii by ta dwójka spokojnie się znalazła.

Warta odnotowania jest także taka konkluzja: jakby to wszystko wyglądało, gdyby ludzie pokroju właśnie Donia czy Meza, wydawali swoje produkcje pod szyldem innej wytwórni i przyjaźniliby się z innymi osobami? No właśnie, to jest pytanie z gatunku tych „gdybających” – możemy tylko domniemać co by się stało.

Czy można być za coś wdzięcznym hip-hopolo? Wydaje mi się, że to zjawisko (ja nie traktuję tego jako osobnego gatunku) uświadomiło zwykłego szarego człowieka, że rap to nie tylko rzucanie obelgami na policję i palenie skrętów. Niektórym hip-hopowcom pokazało natomiast, że melodie też są bardzo ważne. Da się słuchać g-funku z fatalnymi liniami melodycznymi? No właśnie. I nie, nie porównuję tego polskiego nurtu do muzyki z Cali.

A, zresztą! To już było, minęło i nie wróci.

Zdjęcie/photo: [1]

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

2 komentarze do “Pamięć o hip-hopolo”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *