Najlepsze bitaminy mają polskie chłopaki. Plac Zabaw + Bitamina C – recenzja

Bitamina 2

Zignorowanie przeze mnie Bitaminy na wysokości Placu Zabaw jest chyba największą goodkidową porażką. Jednak jakoś z tego jeszcze wybrnę, gorzej natomiast może być ze środowiskiem, które nie jest przygotowane na to, żeby zrozumieć ideę tego projektu albo po prostu jest zbyt głupie, żeby po nie sięgnąć. Też taki byłem, luz.

Są takie kapele jak np. moje ukochane The American Analog Set (konieczne do sprawdzenia: From Our Living Room to Yours, The Golden Band oraz Know by Heart. Resztę więcej jak warto, szczególnie śliczny debiut – The Fun of Watching Fireworks) czy też te niezrozumiałe pokroju Galaxie 500, które w momencie słuchania… przenoszą mnie do czasów dzieciństwa. Czasami ta idealizacja kompletnie nie współgra z tekstami, które się tam pojawiają, ale kluczem do zrozumienia niektórych dzieł jest własna percepcja. Nie inaczej mam z jedną z najlepszych płyt 2014 roku, której cyfrowa wersja codziennie kreuje we mnie nowe reminiscencje. Tak jest mniej więcej od dwóch tygodni.

Bitamina_Plac_ZabawNie wiem czy w ogóle bym wrócił do Placu Zabaw Bitaminy (który dane było słyszeć mi wcześniej tylko raz) gdyby nie to, że nowo powstały label – Astigmatic Records – zadebiutuje na woskowym rynku wydawniczym właśnie tą płytą. Odkurzanie tak specyficznej i trudnej perły, która na dobrą sprawę miała rację bytu chyba tylko w audycji „Purpurowe Rejsy” (pamiętam jak grali), jest bardzo mocnym i jeszcze bardziej ryzykownym posunięciem. Patrząc na poczynania Recordsów: GAD, Requiem czy Kameleon, można mieć nadzieję , że nowy label podąży trochę ich drogą, będzie kopał w zapomnianych i wartych uwagi okołohiphopowych rzeczach i je wydawał. Trzymam kciuki.

A sama Bitamina i jej Plac Zabaw? Jest to „melorecytujący śpiew” Denvera na dość oszczędnych podkładach Vito a.k.a. Drumlinaza i Amara, które tylko w domyśle (serio) mogą przypominać złote lata hip-hopu. Nie byłoby w sumie w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Denver, Vito i Drumlinaz to… jest jedna i ta sama osoba. Obrany koncept jest kluczem w pełnym zrozumieniu tej produkcji i jej ciągłość z brakiem rozbijania na poszczególne elementy (chociaż gdybym miał wybierać najjaśniejszy punkt to wahałbym się pomiędzy „Drogą” a „Sadem”. Swojego wyboru dokonam w poniedziałkowej audycji), jest największą wartością i zarazem wycieczką w mało znane do tej pory rejony w polskim hip-hopie.

Wielka klasa, aczkolwiek trochę trudna. Za drugim razem przebrnąłem i postarałem się zrozumieć tę produkcję, a dużo dało mi czytanie o okolicznościach powstania tego albumu w 2012 roku w jednej z mazowieckich wsi – Secyminie Nowym. To własnie tam wspólne jamy i zapewne przepalone sesje zarejestrowały jeden z najbardziej oryginalnych polskich „krążków” ostatnich lat. Szkoda tylko, że jest drogi, bo 69 zł za wosk to niemało, ale wiecie – za jakość się płaci, a wartości odtwórcze i wycieczki w rejony drugiej komunii z pościeranymi kolanami i paleniem szlugów za winklem mogą okazać się jednak bezcenne.

Tak jak pisałem, że do Placu Zabaw wróciłem tylko i wyłącznie dlatego, żeby sprawdzić czy warto kupować coś w ciemno i jednocześnie niemalże się zakochałem, tak nie mogłem zignorować już Bitaminy C, z powodu teasera powalił mnie na kolana.

bitamina cNie wierzę akurat tym, którzy mówią, że jest to produkcja dla tych, którzy pokochali Blunted Album. Raz że jest to zupełnie inna liga i dzieło Metro jeszcze mocniej zyskuje w czasie (co wydaje się nieprawdopodobne), a dwa to ilości Dilli i Madliba wydają się być śladowe i giną gdzieś w brainfeederowych odmętach. W przeciwieństwie do rozmarzonych i momentami sennych zagrywek z drugiej płyty, to Bitamina C jest już trochę bardziej psychodeliczną jazdą, podaną jednak w bardziej klasycznej formie od poprzednika.

Zaczyna się CHYBA od samplowania Niemena (nie jestem tego pewien na 100%, mocno chwyta się Enigmatic. Możecie mnie poprawić) i już na wstępie można poczuć panujący klimat. Jest on cięższy niż poprzednio i od razu kojarzy się z alternatywnymi współczesnymi produkcjami z zachodniego wybrzeża. Wszystko byłoby okej, ale brak jakichkolwiek wokali podobnych do tych, które tworzyły piękną aurę wokół poprzednika, mocno odbija się w moim przypadku na replay value. Nie jest źle, wręcz przeciwnie, ale wolę zupełnie inne beat tape’y. Bardziej klasyczne, a może nawet wygładzone do granic możliwości. Tutaj imponuje mi pełne brzmienie i przede wszystkim sama forma, ale mając w świadomości wcześniejsze dokonanie całość trochę traci na znaczeniu. Wiem, że złe podejście, ale co zrobić? Nic.

Vito:

Warto zapalić sobie kadzidło i przesłuchać płytę w całości.

Nowe dzieło, podobno w większości dokonanie Drumlinaza, jest słabsze od Placu… Zadaję sobie jednak pytanie, jakby wszystko to wyglądało, gdyby zamieniło się… wokale miejscami. Czy w tym momencie album z 2014 roku byłby tak samo sympatyczny, jakim jest obecnie, czy jeszcze bardziej by zyskał w momencie kompletnej zmiany gruntu i tła? Poprosiłbym autorów o taki eksperyment, bo jak już ma być jakaś jazda to na całego (co zresztą i tak robią tak oryginalnym podejściem) to w tym przypadku wyjebka na placu mogłaby zostać w miarę szybko wyleczona bitaminą. Aluzję zinterpretujcie sobie sami.

Plac Zabaw 8

Bitamina C 7

PS

Amar Ziembiński – multiinstrumentalista, producent, perkusista, producent świetnej jakości nabiału (!)

Mateusz Dopieralski – Wokalista, producent, aktor teatralny i filmowy grający w niemieckich sztukach
teatralnych i filmach

Piotr Sibiński – Wokalista, producent, realizator, operator słowa także serowar

Nieźle, nie?

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

2 komentarze do “Najlepsze bitaminy mają polskie chłopaki. Plac Zabaw + Bitamina C – recenzja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *