Kemp 2016: co tam ciekawego się będzie działo?

eskaubei tomek nowak quartet hh kemp

Nic. Tak najprościej mógłbym napisać, ale nie do końca by to było prawdą, bo gdybym miał kierować się wartościami tylko i wyłącznie opartymi na podstawie własnego gustu, to ogłoszenia z ostatnich kilku tygodni raczej by do mnie nie przemówiły. Po chwili zastanowienia jednak nie do końca jest tak źle, jakby początkowo mogło się wydawać, więc sprawdźmy zatem o co chodzi.

Ostatni raz o Kempie pisałem prawie dwa miesiące temu, gdzieś tak w połowie maja (sprawdźcie sobie odpowiednie tagi pod postem). Przez ten czas trochę się u nich wydarzyło, ale nie było nic takiego, co by ewidentnie powaliło mnie na ziemię. Być może już kiedyś o tym wspominałem, ale ja to z koncertami hip-hopowymi od jakiegoś czasu mam już tak, że bardzo ciężko mnie czymkolwiek zaskoczyć i tak naprawdę niewiele jest ku temu powodów, mimo że okazje na to znajdą się zawsze.

Jasne, że jaram się (i to strasznie!) występem De La Soul na Helu, który będzie w sierpniu i raczej na niego pojadę, bo z tymi kolesiami mam dobre wspomnienia koncertowe, a poza tym jest to jedna z moich ulubionych ekip w ogóle (no patrz, casus Pete Rocka i CL Smootha w Hradec Králové. Wszystko samo nasuwa się na myśl), ale strzały takie jak Redman, Method Man czy Adi Nowak… dla mnie po prostu są i nic więcej.

Method Man nigdy nie przyciągnął mnie swoją twórczością, zarówno solową (Tical jak na mój gust to jeden z większych overhyped ever, a późniejszych albumach już nie wspominam nawet) jak i tą w Wu-Tang Clanie, ale co innego z Reggiem, którego większość płyt to dla mnie klasyka, a już przynajmniej w wymiarze osobistym. Pierwsze trzy, wydawane co 2 lata począwszy od 1992 roku, czyli genialny Whut? Thee Album, bardzo mocny Dare Iz A Darkside (do którego dość długo się przekonywałem aż w końcu się udało) oraz Muddy Waters, który spokojnie może stawać w szranki z debiutem, to rzeczy raczej z tych niepodważalnych. Dalej jest już trochę gorzej, chociaż na moje to i Doc’s Da Name 2000 z 1998 roku spokojnie się broni, podobnie jak wydany 3 lata później Malpractice i na luzie można o nich powiedzieć, że są co najmniej solidne (w przeciwieństwie do formy jednego z głównych producentów – Ericka Sermona, który powoli zaczynał tracić swoje walory i miał bardzo mocne wahania formy).

method man redmanJednak nie ma co dyskutować o solowych nagraniach, bo clue są dwie płyty nagrane w duecie, czyli dwie części Blackout! Pierwsza trochę przereklamowana, druga niedoceniona. Do „debiutu” nigdy do końca nie mogłem się przekonać, aczkolwiek kilka mocnych numerów tam by się znalazło, ale na miano klasyka wg mnie nie zasługuje w żadnym stopniu. Ot, solidna dawka rapu podana na beatach m.in. Rockwildera, Sermona i Mathematicsa idealnie oddających ówczesne trendy.

Druga część – a jakże! – Blackout! 2 to trochę niedoceniona porcja przyzwoitej rozrywki. Rozrywki i nic więcej. Nagrana w klasycznym stylu, wydana w 2009 roku i trochę już zapomniana, mimo dobrego debiutu na liście Billboardu. Można sprawdzić, ale bez ciśnienia, bo to co najwyżej hip-hop dla fanów tejże dwójki. Coś tam się gada o trójce, ale co z tego wyjdzie? Tego nie wiem, niemniej w momencie premiery na pewno bym sprawdził.

Ciekawie zapowiada się Jay Prince, którego twórczość znam średnio, ale wystarczająco dobrze (masło maślane?), żeby mieć na oku potencjalny koncert. Może być dobrze, podobnie jak z właścicielem jednej z gorszych ksyw w amerykańskich rapie, czyli Planet Asią. Jak to nawijał kiedyś Peja – „jak Cali Agenci mam na dobre życie chęci” – u mnie natomiast takie są na dobry show, mimo że mam ogromny problem z twórczością duetu Planet Asia – Rasco i ich solowymi nagraniami. Niby spoko, ale jakiś czas temu pozbyłem się tych płyt bez większego żalu, niemniej postanowiłem, że na dniach sobie do tego wrócę i posłucham w pełnym skupieniu. Sprawdziłbym na żywo, serio, wyczuwam potencjał.

A co tak naprawdę nie jest dla mnie? Na pewno Exile, który nawet albumem z Blu, o dziwo, nie potrafił mnie porwać, PSH, Pil C i Kontrafakt to ciekawostki, która kompletnie mnie nie obchodzą (tych ostatnich widziałem w tamtym roku w Płocku i co zrobiłem? Wzruszyłem ramionami), Asher Roth, który od zawsze jest dla mnie totalną zagadką w stylu „jak można się tym jarać?” oraz albumowi nudziarze Artifacts, których dawno temu słuchałem, a obecnie już najzwyczajniej w świecie nie mogę… Chociaż może na żywo to coś innego?

Polacy – Adi Nowak i Meek Oh Why? – raczej bez większego szału, chociaż w przypadku tego drugiego jestem ciekaw występu live i kiedyś na pewno to zrobię, a już bardzo mocno czekam na występy Eskaubeia z kwartetem Tomka Nowaka i… Otsochodzi, o którym więcej napiszę na dniach. JWP/BC warto pod warunkiem, że nie koreluje z nikim innym w rozpisce.

Paradoksalnie to najbardziej mnie interesuje kompletnie, ale to kompletnie, mi nieznany… czeski band Monoskop. Sprawdziłem na szybko jeden kawałek i nawet mi się spodobał, a że lubię granie okraszone potężną dawką żywych instrumentów to już sami wiecie.

Zanim stworzę swoją kempową playlistę to zostawię tę, którą zrobili organizatorzy.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *