goodtop #1: Prince

purple

Wypad do Lwowa bardzo dobrze mi zrobił, nawet lepiej niż się spodziewałem, ale w jego trakcie pojawiła się bardzo smutna wiadomość. Wiadomo o co i o kogo chodzi i tym bardziej boli, że Prince był dla mnie człowiekiem, który bardzo mocno wpłynął nie tylko na moje muzyczne życie, ale i w jakiś tam sposób na prywatne…

Oczywiście mógłbym teraz poruszyć temat tego co dla mnie zrobił, kiedy kupowałem jego płyty, ile ich mam, w jakich okolicznościach się u mnie znalazły i jak bardzo byłem wkurwiony w momencie, kiedy zobaczyłem pęknięte pudełko od Dirty Mind. Chyba nie jest najlepsza pora na to, więc może niech przemówią liczby i mój „książęcy” gust, które krystalizował się przez lata. Celowo też pomijam wstawki typu, że gdyby nie on, to nie byłoby np. OutKast. Wiadomo o co chodzi.

Tym wpisem też inauguruję nieregularny cykl, którego zadaniem jest przedstawienie moich osobistych faworytów z katalogu danego artysty. To co? Ze smutną miną i jeszcze niedowierzaniem zaczynam…

Top albumów:

10. Controversy

Wcale nie taki zły jak mówią niektórzy i wcale nie tak wybitny i niedoceniony jak powiadają inni. Prawda leży gdzieś pośrodku. Idealny pomost łączący dwa wielkie albumy.

9. The Gold Experience

Całościowo może trochę nudny i przekombinowany, ale… mam wielki sentyment i darzę olbrzymią sympatią. A legendarny singiel? Nagrasz kiedykolwiek coś lepszego? Można odnieść wrażenie, że stał się ofiarą swojego „The Most Beautiful Girl in the World”.

8. Around the World in a Day

Tajemniczy album, który zyskuje zawsze przy kolejnym odsłuchu. Niedoceniony.

7. Parade: Music From the Motion Picture „Under the Cherry Moon”

Tajemniczy album, który zyskuje zawsze przy kolejnym odsłuchu. Niedoceniony. [2]

6. Prince

O ile For You było tylko przyjemne i pokazywało jak wielki potencjał drzemie w naszym bohaterze, to już prawdziwa jazda zaczyna się tutaj z wybitnym openerem w postaci „I Wanna Be Your Lover”. Parkietowy wymiatacz, który gniecie wszystko i jest chyba najlepszym przykładem krystalicznie czystego disco. To właśnie tutaj na dobre zaczął się Prince.

5. The Black Album

The album was originally planned for release on December 7, 1987, as the follow-up to Sign 'o’ the Times and was to appear in an entirely black sleeve with no title or even a credit to Prince; hence it was referred to as The Black Album. Dubbed The Funk Bible by preceding press releases, and in a hidden message within the album itself, the work seemed to be a reaction to criticism that Prince had become too pop-oriented. It was his attempt to regain his African-American audience.

za Wikipedią

4. 1999

Damon Riddick mówi wprost: to jest TO WYMARZONE OBLICZE Prince’a, o które chodzi. Oczywiście fenomen Prince’a polega między na tym, że prawie każdy ma w tej materii swoje zdanie, każdy wie najlepiej jakie jest to wymarzone oblicze. Dam-Funka akurat rozumiem, bo oprócz The Black Album (o czym niżej), 1999 to – jak żadna inna pozycja w prinsowskiej dyskografii – porcja „cholernego funku” (w końcu nieśmiertelny riff tytułowego ma się tak do Clintona, jak „Smells Like Teen Spirit” do Franka Blacka).

Borys Dejnarowicz

3. Dirty Mind

Pierwszy, który pokazał prawdziwe bossostwo Księcia.

2. Purple Rain

Najsłynniejszy, zapewne też najlepszy. Wzór dla innych.

1. Sign 'o’ the Times

Nie, nie jest to najlepszy album Księcia, bo raczej stoi za Purple Rain, ale… to jest po prostu mój ulubiony jego album. Pierwszy, który poznałem. Pierwszy, który kupiłem. Pierwszy, który sprawił, że pokochałem twórczość Prince’a i otworzył wrota do dalszej eksploracji jego płyt i znęcania się nad moim portfelem.

Top utworów:

10. „The Cross”

Nie przyjmuję do wiadomości tezy, że jest to jeden z najsłabszych (a wg niektórych najsłabszy) momentów na Sign 'o’ the Times. Nigga, please. Śliczna, absolutnie śliczna piosenka, która ma w sobie więcej uroku niż dowolne dzieło twojego ulubionego artysty.

9. „The Most Beautiful Girl in the World”

Przekatowane niemiłosiernie przez wszystkich: radio, TV, słuchaczy i zapewne samego Prince’a. „You’re the reason that God made a girl / When the day turns into the last day of all time” i „Cuz baby, this kind of beauty has got no reason to ever be shy / Cuz honey, this kind of beauty the kind that comes from inside” – słabo?

8. „Controversy”

The song addresses speculation about Prince at the time such as his sexuality, gender, religion, and racial background, and how he could not understand the curiosity surrounding him.

7. „I Wanna Be Your Lover”

Gdybym był didżejem to każdą imprezę zaczynałbym tym kawałkiem.

6. „When Doves Cry”

A wiecie, że brak basu jest celowy?

O pierwszej piątce nic więcej nie będę mówił, szczególnie o no. 1, ale jeśli już mam o to robić to odsyłam do poniedziałkowego „Vibes & Breaks”.

5. „Dirty Mind”

 

4. „When You Were Mine”

 

3. „Little Red Corvette”

 

2. „I Could Never Take the Place of Your Man”

 

1. „Take Me With You”

 

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

2 komentarze do “goodtop #1: Prince”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *