Fonetyczna Estrada #7: nostalgia

fonoteka 5

Podczas robienia małego researchu, potrzebnego do stworzenia tej części moich przygód z Fonoteką, natrafiłem na bardzo złe rzeczy. W tym momencie jestem na maksa poważny i wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Że musiało się to przydarzyć własnie przy części oznaczonej numerkiem 5…

Nie ma już Fonoteki w necie. 77Cuts nie działa, z YouTube zniknęły filmy, które robili. Usunięte zostały nagrania z Bandcampa (nawet te, które miałem zakupione, czyli część 8). Nie ma fanpejdża. Nie ma, kurwa, nic. Nie mam bladego pojęcia co się stało, jakieś „nielegalne” źródła posiadają te nagrania, ale mam nadzieję, że wszystko wróci do normy. Tymczasem przejdźmy do sedna – być może najlepszej części, jaka się ukazała.

Nie wiem czy w przypadku tej części jest sens opisywania co jest w środku. Oczywiście, że mógłbym napisać, że zaczyna się nietypowo, bo… od trzech skitów, po czym pojawia się stary bardzo dobry znajomy – Piotr Figiel (który później jeszcze dwa razy zaprezentuje się ze swoim ansamblem). Po co to komu? Ta część to nostalgia. Piątka to nic innego jak najbardziej dosadny wspominek okresu PRL, który znam z książek czy filmów.

Słuchając tego wydanego w 2010 roku mixu przenoszę się do lat 70. Żadna inna część, mimo wszystkich swoich zalet, nie porywa mnie w taki sposób. Żadna nie krzewi sobą tego, co było jeszcze nie tak dawno temu. Strzelecka to dancingi. Żytkowiak to typowy estradowy występ z paprociami wokół sceny. Romuald i Roman oraz Niemen to narkotyczne wrocławskie i warszawskie jazdy plus bunt przeciwko wszystkiemu. Skorupka ze swoją orkiestrą to randkowy spacer po warszawskich Łazienkach. Chorus & Disco Company to przeniesienie amerykańskich wzorców z Chicago na nasze szare ulice. Skaldowie to zabawa z progresją. Punktem kulminacyjnym jednak będzie chyba sama końcówka, która należy do Andrzeja Kurylewicza. Lwowiaka, który ze swoim „Zegar Słyszę Wybija” robi dwie rzeczy naraz: smutkiem podsumowuje to, co słyszeliśmy wcześniej oraz wzmaga pamięć o samych Kresach…

Tu jest wszystko. Zabawa miesza się z refleksją. Są genialne skity. Idealne wyważenie proporcji oraz kolejność. Ginie to jednak w natłoku czegoś innego – muzyki tutaj zawartej. Ponadczasowej. Największe arcydzieło, które ukazało się z szyldem Estrada Nagrania. Amen.

Najlepsze momenty:

5. Wszystko.

4. Wszystko.

3. Wszystko.

2. Wszystko.

1. CAŁOŚĆ.

Specjalna skala ocena dla serii Fonoteka: 10/10

fonoteka 5 remixed

Smutno mi się robi, kiedy muszę pisać o remixach mojej ulubionej części. Jest to kompletne zaprzeczenie tego, o czym można było przeczytać chwilę wcześniej. Nie mam bladego pojęcia czy ta przesłaba kompilacja ukazała się tylko i wyłącznie z braku laku, czy też może mam zbyt wygórowane wymagania i jestem nastawiony zbyt pesymistyczne. A może czegoś nie zrozumiałem?

Absolutnie najgorsza rzecz jaka przytrafiła się w Fonotece, mimo tak mocnych fundamentów (jak można było tak spieprzyć Kurylewicza?!). Na własną odpowiedzialność, ale… nie jest wykluczone, że komuś się spodoba. Znałem takiego gagatka. ZNAŁEM.

Najlepsze momenty:

5. Aż 5 miałbym wybrać? Jest to możliwe przy tak średniej (w porywach) kompilacji? Na siłę raczej, więc zapraszam od razu do punktu pierwszego.

4. 🙁

3. 🙁

2. 🙁

1. Printempo, Slime, Fizz. Nie zawiodłem się na nich nigdy, a być może to właśnie tutaj ten ostatni dał swoją najpiękniejszą rzecz.

Specjalna skala ocena dla serii Fonoteka: 2/10

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

4 komentarze do “Fonetyczna Estrada #7: nostalgia”

  1. Wiesz może co się w końcu stało z fonoteką, dlaczego zniknęła. Bardzo mi smutno z tego powodu.

  2. Z uwagi na te smutne wieści o fonotece, którą namiętnie obserwowałem, bloga goodkid.pl również dodaję do ulubionych 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *