Dzień, w którym vibe narodził się na nowo

kendrick lamar

To wcale nie jest tak, że jakaś suka chciałaby ten vibe zabić. Wręcz przeciwnie. 22 października roku 2012 ten narodził się na nowo. Otworzył nowy rozdział w historii rapu czy się to komuś podoba, czy też nie. Ja z reguły jestem „anty”, no ale ludzie kochani – chociaż raz się szanujmy.

Czekałem na ten wyciek. Tak, na wyciek. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie dostanę good kid, m.A.A.d city w dniu premiery w Polsce, więc kluczowe było dla mnie wtedy to, żeby móc to przesłuchać.

Doskonale pamiętam tamten dzień, chociaż za cholerę nie wiem teraz jaki to był dzień tygodnia (akurat to jest i tak mało ważne). Było jakoś tak szaro, pogoda nie sprzyjało kompletnie do niczego, a ja przed wyjściem do pracy jak głupi szukałem jakiś leaków na necie. W końcu coś znalazłem i po szybkim zweryfikowaniu, że to ten konkretny towar zabrałem się za odsłuch. Oniemiałem. Po prostu, kurwa, oniemiałem.

Fanem Kendricka zostałem w jakimś 2010 roku, kiedy po raz pierwszy posłuchałem jego EP (mylący tytuł). Przezajebisty materiał, który dostarczał sporo wrażeń, a i posiada na swoim pokładzie jedno z najpiękniejszych nagrań popełnionych przez K.Dota – „Is it Love” z Angelą McCluskey. Może wcale nie tak doskonały jakby mogło się wydawać, baa, nawet wcale nie zaliczający się do tych bardzo dobrych. Pokazał jednak istotną rzecz – ogromny potencjał. I otwierający kawałek, o którym pisałem kilkanaście słów temu.

Overly Dedicated, czasami nazywane po prostu O.D., jakoś w ogóle mnie nie chwyciło, a wręcz nudziło. Momentami było czerstwe. Zmuszało do zastanowienia się, gdzie ten Lamar podąża… Opinie były podzielone, jedni się zachwycali rozwinięciem formuł z EP, drudzy (w tym oczywiście ja) psioczyli, ale wszyscy czekali na to, co stanie się przy pierwszym pełnoprawnym longplayu. Historia Section.80 jest powszechnie znana. Nie ma tam momentu, do którego można tak po prostu się przyczepić, choćby się bardzo chciało (owszem, brak fizyka z prawdziwego zdarzenia może trochę razić). Przypomniałem sobie od razu czasy, kiedy to pisałem jeszcze gorzej jak teraz. Robiłem podsumowanie 2011 roku (tak, dalej uważam, że tamten album Lil B > tamten album Rootsów, i co mi zrobicie?) i podium zostało obsadzone przez znakomite ShinSight Trio, neutralnego teraz Classifieda oraz Kendricka na najwyższym stopniu. „A kto też wie czy na naszych oczach nie tworzy się historia?” – nie mogłem NIE CZEKAĆ na good kid, m.A.A.d city.

W momencie pisania tego tekstu słucham nowej Starej Rzeki, oczekuję listonosza z Podartymi Sukienkami Kobiet i mam w dupie jutrzejszą premierę Te-Trisa. W momencie pisania tego tekstu zastanawiam się jak gruba kreska oddzieliła wtedy rap od rapu. W momencie pisania tego tekstu mam reminiscencje, dlaczego w tak fatalnym roku dla hip-hopu jak 2012 ukazała się taka perła. W momencie pisania tego tekstu gardzę słuchaczami, dziennikarzami i blogerami, którzy nawet nie raczyli tego przesłuchać, zachwycając się raz po raz jakimiś wątpliwej jakości polskimi nagraniami, które raz na miesiąc „zmieniają ich życie”.

Wtedy narodziła się historia. Kolejny przełomowy punkt w historii rapu. Byłem tego świadkiem.

Zdjęcie/photo: wikipedia.org

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *