Wygrywanie życia. LP1 – recenzja

cover

2013 był dla mnie ważny i przełomowy. 2014 jest jeszcze ważniejszy i jeszcze bardziej przełomowy.

Życie wcale nie jest takie łatwe jakby mogło się wydawać. Z drugiej strony, wcale też nie jest takie trudne. Wystarczy trochę ambicji, samozaparcia, zaangażowania i spijasz szampana. Są to frazesy, które łatwo powiedzieć, ale cholernie ciężko wcielić w życie. Tak mówią, i coś w tym jest.

Siedzę sobie w tym momencie nad Wisłą w okolicach swojej rodzinnej miejscowości. Jest ciepło, raz na jakiś czas występuje chłodny, przyjemny wiaterek. Siedzę i wpatruję się w Wisłę. Popijam jedno z ulubionych piw, bez obawy że gdzieś w pobliżu może być patrol policji i wlepić mi stuzłotowy mandat. Nie boję się tego, bo oni tutaj nie występują, a poza tym jestem tak spokojny i skupiony nad tym co robię, że tylko ich zły humor mógłby mi sprawić nieprzyjemność wręczenia kwitka z wypisaną określoną kwotą do zapłaty. Zresztą, nawet to nie jest w tym momencie istotne. Jeszcze trochę na pewno mi zejdzie, jest do przemyślenia kilka spraw i trzeba się przede wszystkim zastanowić czy warto? Wewnętrzny głos mi mówi, że nawet nie warto, ale trzeba. Bo jeśli nie będę spijał tego szampana, to przynajmniej będę miał do niego kieliszki.

Podobno w życiu niektórych osób, przychodzi w końcu czas, że trzeba coś zmienić na lepsze. Stagnacja i narzekanie odpada definitywnie. Kilka miesięcy temu wpadłem właśnie w taki trans. Dużo zmieniam i czasami ciężko to znoszę. Bywa też tak, że w ogóle nie mogę podołać narzuconym sobie zadaniom, ale wiem że wkrótce i tak je zrealizuję. Spójrz: po bardzo długim czasie, długich namysłach itd. wróciłem do blogowania. Jeden z tych celów, który już zrealizowałem. I w miarę systematycznie go prowadzę. No, 27  niemalże gotowych wpisów też jest. Niebywałe. Mam ładny zapas.

American Gangster, The Blue Collars, „Best Thing I Never Had”, „Oh Sheila” są soundtrackiem do moich działań. Nie byłby on pełny, gdyby nie było w nim LP1 – bezsprzecznie najbardziej katowanej przeze mnie płyty w tym roku. Polska płyta, która ukazała się w belgijskim labelu, i którą kupiłem w brytyjskim sklepie. Paradoks, nie? W tym momencie przestaje to mieć jakiekolwiek znaczenie. Postępująca globalizacja i bardzo mocny rozwój polskiej sceny elektronicznej sprawiają, że tacy ludzie jak The Phantom bez wstydu mogą zdobywać świat. „Jestem Laska. Z Polski”.

Nie mam bladego pojęcia ile razy „długiego” debiutu Bartosza Kruczyńskiego już słuchałem, ale ta ilość idzie zapewne w dziesiątki razy. I słucham dalej. Słysząc za każdym razem „Artefacts From The Vistula River” mam zawsze przed oczami obraz taki, jaki widzę właśnie teraz. Jak słyszę kolejną wersję „Gothic” to mam w głowie dzwoniący telefon i deszcz za oknem. Każda z tych kompozycji to wizualizacja ważnych dla mnie rzeczy. W tym tkwi moja słabość do LP1.

Inspiracji jest tutaj wiele i to wszystko doskonale słychać. Od niemieckich krautrockowych wymiataczy, przez Vocalcity, synthpopy z lat 80. aż po grime’owe granie z Wysp z początku minionej dekady. Wszystko to, czego szukam obecnie w elektronice, skoncentrowanej nie tylko na muzyce do tańca. Jemu się to udało.

Słuchaliście Ptaków? Jak znacie ich doskonałe remixy, edity i reinterpretacje starych polskich kawałków, które ujrzały światło dzienne dzięki The Very Polish Cut Outs, możecie być mocno zdziwieni. O ile tam The Phantom z Funkoffem pracują w głównej mierze na samplach, to tutaj ten pierwszy stawia na bardziej zimne, momentami ascetyczne brzmienie. I wychodzi mu to znakomicie, bo efekt jest taki, że jego muzyka jest uniwersalna i nie da się zaszufladkować.

Jak widzisz, to nie jest zwykła recenzja. Baa, myślę nawet, że nie jest nią w ogóle, mimo że tytuł posta wskazuje na coś innego. Dla mnie jest to ważna płyta, ponieważ trafiła w taki moment mojego życia, w którym zmieniam wiele rzeczy. I LP1 jest do tego idealnym soundtrackiem. Nic na to nie poradzę… Zeszły rok zdominowali u mnie na spółkę Disclosure ze Starą Rzeką. Teraz, jeżeli nie będzie jakiejś bomby, tytuł zdobędzie The Phantom. Ciężko będzie komukolwiek przebić go poziomem, a nawet jeśli się to komuś uda, to wątpię, żebym z dumą wspominał go za 50 lat. Jestem The Phantom. Z Polski.

Miejscami duży patos z tego wyszedł, ale nie przejmuj się. To tylko ja.

10

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

6 komentarzy do “Wygrywanie życia. LP1 – recenzja”

  1. Świetny post, zmotywował mnie nawet – tym bardziej, że sama zaczęłam dopiero blogować i potrzebuję dużo samozaparcia 🙂 Recenzja genialna, płyty nie znałam, ale po takim tekście na pewno przesłucham.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *