Freddie Gibbs & Madlib „Bandana”

Dresy, soul i kokaina.

Jeśli ktoś poczuł się, ekhm, zawiedziony ostatnim latynoskim singlem KęKęgo to niech niech szybko zmieni swoje życie za sprawą Bandany. Otwierające „Obrigado” zaprasza do lepszego świata. Uniwersum pełnego koksu, dobrych i złych ziomków, niesprawiedliwości społecznych i genialnych wersów Freddiego Gibbsa podanych na najlepszych beatach Madliba od lat.

Uwielbiam głos Gibbsa. Wierzę mu też na każdym tracku, a zawodzące jęki tylko dopełniają dzieła zniszczenia. Tak bardzo, że w „Giannisie” i „Soul Right” zamyka tegoroczne półrocze i pokazuje środkowy palec konkurencji. Już dawno dresiarski sznyt nie ujął mnie tak bardzo, jak w „Half Manne Half Cocaine”.

Madlib to nie tylko mój ulubieniec, ale i najlepszy klasyczny nudziarz w grze, który często, na pełnej wyjebce, robi sobie beaty od niechcenia na tym samym patencie (piękne „Cataracts”). Tym razem najwięksi winylowi puryści będą mieli problem, bo cała Bandana powstała na iPadzie. Co z tego, skoro ten czaruje aż miło. Znowu naoglądał się klasyki czarnego kina, wyciska piękne próbki z soulu i world music aż miło, w końcu kombinuje z bębnami („Situations”).

Prawie tak dobre jak Madvillainy, chociaż featuringi, nawet Pushy, nie są mi potrzebne do szczęścia. Lepsze jak Piñata, serio.

PS

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Jeden komentarz do “Freddie Gibbs & Madlib „Bandana””

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *