Co łączy Gary’ego Paytona, Klan, Eldo i Eisa?

eskaubei dena

Trzeba być nie lada kozakiem, żeby wydać w jednym roku dwa projekty, które mogą coś znaczyć na końcoworocznych listach. Eskaubei do kozaków może i się nie zalicza, ale „najnowszym” wydawnictwem potwierdza że są wyjątki od reguły. SKUBany znowu namieszał. Znowu nie sam.

Mam dobry dzień. Pisząc ten tekst jestem świeżo po spotkaniu Tottenhamu, który ograł na luzie West Ham 4:1. Wcześniej Wisła odprawiła Zagłębie Sosnowiec 3:1 i MYŚLĘ, ŻE POWINNA AWANSOWAĆ DO EKSTRAKLASY. Po kilku trapach, teraz przygrywa mi Noon ze swoim Bleak Output z 2000 roku (a jeśli mam być na maksa konkretny to jest to wydanie Teeto Records z 2004 roku z kilkoma bonusami, m.in. słynnym „Vision” na 12 ścieżce), czyli okresu w którym to mniej więcej Eskaubei zaczynał swoje przygody z rapem.

Mniej więcej w tym samym czasie Dena współtworzył jedne z największych klasyków polskiego hip-hopu, zarazem tych… najmniej przeze mnie zrozumianych. Elemer, Eldo, Płomień 81 czy Deobe – m.in. tam były jego bity. Czytam w notce prasowej:

Koncepcją współpracy Eskaubei i Denza (znanego wcześniej jako Dena) była swoista podróż w czasie do lat 2000-2005, kiedy Denz produkował klasyczne pozycje z kanonu polskiego hip hopu (Elemer, Echo, Eldo, Deobe/Dena), a jego beaty pulsowały funkiem, charakterystycznymi bębnami i samplowanymi wokalami. W tym celu Denz po latach odpalił ten sam sprzęt i to samo oprogramowanie, na którym powstawały w.w. płyty i postanowił jednorazowo zrobić to znowu, w oparciu o tę samą bazę sampli.

Rzeczywiście. Jest to swego rodzaju nostalgiczna podróż do lat z przełomu gimnazjum i technikum. Lat, kiedy wszystko miało się gdzieś, kiedy zaczęło się na poważnie poznawać rap i myślało skąd brać na niego pieniądze, żeby wydać je w jednym z płockich sklepów płytowych. I o ile taki Denz pełni rolę raczej kierowcy funkowego autobusu, który wiezie grupę zapaleńców do <wstaw sobie jakiekolwiek miejsce>, to już raper jest prawdziwym przewodnikiem po tamtych czasach, a i nawet wcześniejszych. NBA w publicznej TV, Lego w Pewexach, czasopismo „Klan” itd. – kto pamięta z autopsji, ten wie o czym jest te 8 numerów na płycie. Idealna chemia na linii raper – producent, jeden z drugim współgra ze sobą znakomicie i aż nabrałem od razu sympatii do bitmejkera. Naprawdę.

Krótka wersja: gdybym miał pisać prawdziwą recenzję EP Eskaubeia i Deny/Denza to te 23 minuty spokojnie dostałyby ode mnie 7, a i bardzo mocno zastanawiałbym się na 8. Dłuższa wersja: konwencjonalnej recenzji pisać mi się po prostu nie chce, ale potraktujcie ten tekst jako szerokie info i moją wiadomość do was, dlaczego waszym obowiązkiem jest sprawdzenie tego materiału. Bo jeśli wydane kilka miesięcy temu Będzie Dobrze było artyzmem w czystej postaci i ikoniczną pozycją w historii polskiego rapu (nie boję się używać tego typu słów już teraz, zaufajcie mi – tak będziemy wszyscy wkrótce o tym mówić) to już ta epka jest kompletnym przeciwieństwem wydanego kilka miesięcy temu longpleja. Tu artyzmu brak – tutaj mamy do czynienia z zajawką w swojej najlepszej postaci od weteranów polskiej sceny dla starszych słuchaczy.

Ja mam 28 lat. Pamiętam te czasy, w których EP mogło by zrobił jakieś wrażenie na jakiejś małej grupie osób. Nie oszukujmy się – w tamtych czasach, przy takiej ilości świetnych płyt, materiał raczej by przeszedł bez szerszego echa. Trafiłby do grupy zapaleńców siedzących na GG bądź IRCu, wędrowałby z ręki do ręki, może rozdawany byłby w skejtszopach. W 2015 roku jest to wycieczka do tamtych czasów. Dla moich rówieśników, dla trochę starszych. Reszta nie ma czego tutaj szukać, a ci, którzy zamierzają niech proszą chłopaków o wersję fizyczną. Jakby źle to nie zabrzmiało, to jednak nie oni jej potrzebują, ale grupa tych kilkuset zapaleńców w Polsce, więc do dzieła.

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *