Chciałbym mieć fajnych kolegów. Greatful – recenzja

classified grateful

Miałem kiedyś o wiele więcej kolegów. Teraz zostali już tylko tacy, których zawsze chciałem mieć, a znając życie jeszcze spotkam na swoje ścieżce sporo wartościowych osób. Mam dla was sporo opowieści z tym związanych.

Sporo albo i nawet więcej, ale nie mam zamiaru o tym opowiadać. Chciałem po prostu wprowadzić trochę nerwowej atmosfery, podobnie jak Classified 3 lata temu, kiedy wypuszczał swój znakomity, ale chyba nie do końca zrozumiany s/t. Mniejsza o to – chciałbym mieć jeszcze więcej takich kolegów jak obecnie, którzy w jakimś tam stopniu przypominają Classa. Z zajawką i ze znajomością tematu. Jak na sam koniec Greatful zaczął mi opowiadać, że pierwszym rapowym kawałkiem, który usłyszał było „It’s Tricky” Run-D.M.C., to dzisiaj rano do auta spakowałem ich płytę i słuchałem w drodze do pracy. Tak na mnie to zadziałało. Nie wiem ile było w „Best of Me (Closing Ceremonies)” pasji, a ile samej charyzmy, ale mnie chwyciło.

Tak samo jak opener, nagrany z DJ-em Premierem. „Filthy” doskonale wprowadza w klimat całego albumu. Nic odkrywczego, bo to stary i dobry Class. Wierny zasadom, ale też nie stroniący od eksperymentowania, które mocniej dało o sobie znać w momencie, kiedy znalazł się w kanadyjskim mainstreamie. Takim, którego sobie wszyscy życzymy. Bez patosu, bez buractwa i innego łakałaka, ale z dopieszczoną na maksa produkcją z całkiem niezłymi i monotematycznymi tekstami.

Z nim jest tak, że albo się go kocha, albo się przechodzi obok niego obojętnie. Nie da się nie lubić, mimo że kilka głosów sprzeciwu pojawiło się przy okazji wspomnianego przeze mnie Classified z 2013 roku. Nie wiem, ja tego nie potrafię zrozumieć, jak można nie pokochać produkcji, która była naturalną kontynuacją zajebistych Self ExplanatoryHandshakes and Middle Fingers, zwłaszcza z takimi singlami („3 Foot Tall” to dla mnie jeden z numerów dekady, a zaangażowanie chóru to strzał w dziesiątkę) i patentem… zaproszenia słuchacza na własny album. I nie inaczej powinno być z Greatful, które jest swego rodzaju podsumowaniem czasu spędzonego w głównym nurcie. Klasa sama w sobie, może jednak z niepotrzebnym i bezsensownym featem Snoopa oraz zahaczającym o prostackie rejony „Oh No”.

Nie wiem jak dla was, ale dla mnie w rapie ten rok się nie mógł lepiej rozpocząć. Tak jak dla niektórych rok temu o tej porze były to Dwa Sławy, tak dla mnie teraz zarządził Class. No, no. Całkiem nieźle ma się ta Kanada, bo może i w rapie nigdy nie była jakoś należycie doceniona (a szkoda, bo to kopalnia perełek), to jednak jej hip-hopowy arsenał jest tak mocny, że sąsiedzi z południa bardzo często mogą im zazdrościć.

8

PS

Widzieliście rapującego Rona Jeremy’ego?

Autor: Dawid Bartkowski

Bloger, pismak, krytyk, prowokator, pijarowiec.

4 komentarze do “Chciałbym mieć fajnych kolegów. Greatful – recenzja”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *